sobota, 15 września 2012

Epilog



            Ivy nie była pewna, o czym dokładnie myślała biegnąc na lotnisko. Nie miała najmniejszego pojęcia, czy uda jej się coś zmienić. Prawdę mówiąc, ani przez sekundę nie zastanawiała się, jak będzie wyglądało jej życie po tym wszystkim, co wydarzyło się po nieszczęsnym wypadku. Tyle, że wcale nie musiała mieć gotowego planu działania. Nikt od niej tego nie oczekiwał.
            Od wydarzeń z lotniska minęły już trzy miesiące. Większość tego czasu Ivy spędziła samotnie w Londynie czekając na przyjazd Zayna. Oczywiście, nie można powiedzieć, że się nudziła. Miała naprawdę wiele do zrobienia. Szczególnie, że powrót do pracy w teatrze nastąpił znacznie szybciej niż sama Ivy się tego spodziewała. Ale cieszyła ją możliwość powrotu do tego, co było. Dodatkowo, Zayn co chwilę do niej dzwonił i wysyłał wiadomości. Różnica czasu przestała mieć znaczenie. Każdego wieczoru, gdy kładła się spać, jak na znak dzwonił Zayn, by jedynie szepnąć do słuchawki „dobranoc” . Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że podczas jego nieobecności nie spędza czasu na szalonych imprezach. Zamiast tego jak najszybciej będzie kładła się spać, by czym prędzej nastał nowy dzień i oczywiście spotkanie z Malikiem w końcu nadeszło.
            Długo wyczekiwała chwili, kiedy stanie na lotnisku, by przywitać swojego chłopaka, który w końcu przybędzie do Londynu odpocząć po trasie koncertowej. Ten moment w końcu nastał, a Ivy nie mogła oderwać wzroku od Zayna. Wydawał jej się nawet bardziej idealny niż przed wyjazdem. Cały czas mocno trzymała go za rękę, obawiając się, że gdy tylko na chwilę puści jego dłoń, wszystko minie. Nie mogła nacieszyć się jego obecnością.  Zayn także wydawał się niezwykle szczęśliwy. W końcu mógł mieć Ivy tylko dla siebie.
            Mijały kolejne dni, a ta dwójka wydawała się cieszyć z każdej spędzonej razem sekundy jeszcze bardziej. Czy to w ogóle było możliwe? Żadne z nich nie zastanawiało się już nad swoim zachowaniem na ulicach. Ivy nie unikała tak jak kiedyś czułości, bojąc się, że napotkają na swojej drodze paparazzich. To przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Szczególnie, że pocałunków mających miejsce na lotnisku nic nie mogło przebić. Ich zdjęcia krążyły po Internecie jak szalone, a każdy czytelnik dopowiadał sobie własną historię związaną z tą dwójką, zastanawiając się, dlaczego Ivy wbiegła na lotnisko tak niespodziewanie. Powstawało naprawdę wiele teorii, zdradzających, dlaczego Ivy płakała. Żadna z nich nie była jednak trafna. Jedno było pewne, zrobiło się o nich jeszcze głośniej.
            Tymczasem Rowena przeciągnęła się leniwie na łóżku zdając sobie sprawę, że miejsce obok niej jest już chłodne. Oznaczało to oczywiście, że Zayn wstał dużo wcześniej, a ona tego nie zauważyła. Wszystko zgoniła na nieprzespaną noc, jednak zamiast dłużej się zastanawiać sięgnęła po cienki szlafrok, leżący obok łóżka i otuliła nim swoje nagie ciało. Przeszła do kuchni, gdzie dostrzegła stojącego do niej tyłem Zayna w samych bokserkach parzącego jej ulubioną kawę.
- Wszystkiego najlepszego – powiedziała aksamitnym głosem, owijając go ramionami wokół pasa.
Uśmiechnął się.
Dziewczyna delikatnie ucałowała jego nagie ramię powodując, że zaledwie sekundę później odwrócił się w jej stronę.
- Jakieś plany na dzisiaj? – zapytał spokojnie z wielką nadzieją, że spędzą ten dzień razem.
- Muszę jechać do teatru na próbę, odebrać ciuchy z pralni, zawieźć kilka rzeczy do Danielle i zrobić drobne zakupy – wyrecytowała bez najmniejszego zawahania.
- Słucham? – zajęczał. – Miałem nadzieję, że spędzimy ten dzień razem! No wiesz, ty i ja w naszym łóżku.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
- To wspaniały pomysł, jednak niestety nie możemy go zrealizować.
Dotąd rozpromienione oczy Zayna lekko przygasły, co nie uszło uwadze Ivy.
- Zobaczymy się wieczorem. Chyba, że mi trochę pomożesz…
- Zrobię wszystko! – zadeklarował natychmiastowo.
- Odbierzesz ubrania z pralni i zrobisz zakupy, dobrze? – powiedziała wyrywając się z uścisku Zayna i przechodząc do przedpokoju, gdzie sięgnęła do swojej torby, by po chwili wyjąć z niej dwie karteczki papieru.
- Ta do pralni, ta na zakupy. Tylko musisz się pośpieszyć – dodała na co Zayn pokiwał natychmiastowo głową, by po chwili skierować się do łazienki. Zaledwie pół godziny później wyszedł z mieszkania uprzednio żegnając się z Ivy.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi Rowena podbiegła do swojej torby, wyjmując z niej telefon. Szybko wybrała numer do Louisa.
- Teren czysty, możecie przychodzić – oznajmiła krótko.

~*~

            Zayn był nieco zdezorientowany. Nie dość, iż okazało się, że w pralni nie ma tak naprawdę nic do odebrania, a kwitek jaki dała mu Ivy był już dawno nieaktualny, to dodatkowo zakupy na jakie go wysłała były dość nietypowe. Na niewielkiej karteczce znajdowały się tak różne rzeczy, że musiał przejechać całe miasto w poszukiwaniu wyznaczonych przedmiotów. Oczywiście, nie miał zamiaru narzekać, bo gdyby tego nie zrobił za swoją dziewczynę powrót Ivy do domu przeciągnąłby się jeszcze bardziej, a perspektywa spędzenia z nią choć chwili wydawałaby się jeszcze dalsza. Po raz kolejny sięgnął po swój telefon rozczarowany faktem, że do tej pory nikt do niego nie zadzwonił. Czyżby zapomnieli o jego urodzinach?
            Był już przyzwyczajony do tego, że Louis w urodziny kogokolwiek z zespołu dzwoni zaraz po północy, by jako pierwszy złożyć danej osobie życzenia, a Niall odwiedza z masą słodkości, które potem sam pożera. Harry wymyśla najróżniejsze prezenty licząc na element zaskoczenia. Albo Liam, który zawsze dba, by jego podarunek i życzenia były wyjątkowe i miały przesłanie, które tylko oni będą potrafili zrozumieć.
            Bracia Riach także nawet nie zadzwonili, a przecież zawsze z wielkim zapałem organizowali ten dzień, dostarczając Malikowi jak najwięcej atrakcji, które z szerokim uśmiechem będzie mógł potem wspominać. Nie skontaktowali się z nim nawet jego rodzice i siostry, za którymi tak potwornie się stęsknił.
            Ale Ivy pamiętała.
            Przekręcił klucz w zamku z trudem utrzymując torbę z zakupami. Pchnął nogą drzwi, po czym zupełnie nie patrząc przed siebie wszedł do mieszkania.
- Niespodzianka! – zawołali wszyscy, szeroko się uśmiechając i wymachując radośnie rękoma, jak w typowej komedii. Wszyscy. Harry, Niall, Liam, Louis, Anthony, Danny, jego rodzice i siostry, Danielle, Eleanor… I Ivy. Stała na samym środku uśmiechając się do niego nieśmiało.
            Chłopak zupełnie nie przejmując się zakupami upuścił je na podłogę biegnąc w stronę swoich przyjaciół i rodziny, którzy momentalnie zamknęli go w grupowym uścisku z wielkim entuzjazmem wykrzykując urodzinowe życzenia.
            Nie spodziewał się tego. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Ivy może zrobić mu tak wielką niespodziankę, zapraszając wszystkie bliskie jego sercu osoby do domu, by urządzić przyjęcie niespodziankę.
- Wszystkiego najlepszego – szepnęła po raz drugi tego dnia, posyłając mu promienny uśmiech. – Chodź, musisz zdmuchnąć świeczki.
            Wzięła chłopaka za rękę prowadząc go w stronę stołu, na którym stał duży czekoladowy tort przyozdobiony bitą śmietaną.
- Sami piekliśmy – powiedział z entuzjazmem Horan, szczerząc się dumnie do swojego przyjaciela.
Zayn spojrzał na niego z lekkim przerażeniem, zastanawiając się, czy blondyn kiedykolwiek upiekł coś sam.
- Niall chciał powiedzieć, że całkiem dobrze mu szło podjadanie kremu, podczas gdy twoja mama starała się, jak tylko mogła – wyjaśnił Liam.
- Pomyśl życzenie! – zawołała najmłodsza z jego sióstr, ponownie zwracając uwagę Zayna na palące się już świeczki.
Malik mimowolnie spojrzał na roześmiane twarze zgromadzonych, po czym objął Ivy ramieniem zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nic mu więcej nie potrzeba.
Miał wszystko, czego pragnął.
Zdmuchnął świeczki po raz pierwszy w życiu nie wypowiadając w myślach życzenia.

~*~

            Ostatnimi gośćmi, którzy opuścili niewielkie mieszkanie Ivy i Zayna byli bracia Riach. Jako pierwsi pożegnali się z nim rodzice, którzy niestety musieli wracać do Bradford.
- Jak ci się udało to wszystko zorganizować? – zapytał Zayn, gdy tylko zamknął drzwi za swoimi przyjaciółmi.
Szatynka wzruszyła ramionami uśmiechając się delikatnie.
- Bułka z masłem – zawołała wesoło Rowena. – Choć muszę przyznać, iż chłopcy uważali, że wydam się już przy pierwszej najbliższej okazji.
- Nie dziwię się, jesteś kiepskim kłamcą.
- Ale przecież mi się udało! – oburzyła się.
Zayn wzruszył ramionami podchodząc do niej niezwykle blisko. Położył dłonie na jej biodrach, uśmiechając się podstępnie.
- Zostaliśmy sami – powiedział ściszonym głosem.
- Tak, to naprawdę przykre. Będziemy musieli tylko we dwoje poradzić sobie ze stertą naczyń – westchnęła, ruszając w stronę zlewu.
Malik jednak nie miał zamiaru dawać za wygraną. Złapał dziewczynę w pasie przerzucając ją sobie ją przez ramię i pokierował się w stronę sypialni.
- Zayn! Postaw mnie! – zawołała, jednak miała ogromną nadzieję, że je nie posłucha. Zresztą, znała go zbyt dobrze, by wiedzieć, że tak szybko nie dopuści do siebie jej słów.
Położył ją na wielkim łóżku, szybko układając się nad nią. Z jego twarzy nie schodził łobuzerski uśmiech.
 - Witaj – powiedział, niezwykle niskim i seksownym głosem.
Uśmiechnęła się, na co chłopak odpowiedział jej tym samym, by następnie grając największego dżentelmena na świecie, zapytać:

- Rozbierzesz się sama, czy mam ci pomóc?

 ~!~

Tak, teraz czas na moją krótką przemowę... A więc, dziękuję, że tak wiele osób czytało to opowiadanie. Szczególnie jednak dziękuję Lucy i Magdzie, które zdecydowanie popędzały mnie do szybszego dodawania rozdziałów. Nie mam pojęcia, jak będzie w najbliższym czasie z pisaniem, dlatego zachęcam do odwiedzania mojego twittera (@charlie_lina),  gdzie z pewnością pojawi się jakaś wiadomość, gdy ogromna, nadzwyczajna i zupełnie niewytłumaczalna siła natchnie mnie do pisania.
Tymczasem wraz z bohaterami tego opowiadania, żegnam się z Wami. 
Całuję,
Charlie