piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 16 - I wanna feel you in my arms again...

            Ivy wbiegła do mieszkania niezwłocznie kierując się do sypialni. Rzuciła swoją podręczną torbę na łóżko, gdzie obecnie wylegiwał się Ant Riach – najlepszy przyjaciel Zayna. Chłopak leżał na brzuchu z laptopem przed sobą, jednak gdy tylko weszła Ivy uniósł się na łokciach przyglądając jej się uważnie.
- Co tam, Rowenko? – zapytał, zaczepnie szczerząc się do niej. To niesłychane, jak pojawienie się szatynki od razu mogło poprawić mu humor.
- Sieć cicho, Andy – zawołała tak, jakby znali od dawna. Jednak, jakby nie było, dziewczyna widziała go wczoraj „po raz pierwszy”.
Szybko pokierowała się w stronę łazienki, czując już od jakiegoś czasu pilna potrzebę skorzystania z toalety. Wysiedzenie w samochodzie w drodze powrotnej do domu wydawało jej się niemal niemożliwe, jednak nie chciała się zatrzymywać, stwierdzając, że na pewno przetrwa. Gdy w końcu dotarła pod apartamentowiec biegiem rzuciła się w stronę wejścia, by jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. Było to dość zabawne zdarzenie, jednak Ivy obiecała sobie, że będzie się śmiała dopiero, jak załatwi swoją potrzebę.
W tym samym momencie z łazienki wyszedł Zayn nieświadomie zastawiając jej swoją osobą przejście. Ubrany jedynie w dresowe bawełniane spodnie spoglądał na nią z szerokim uśmiechem. Jego nagi tors uwidaczniał nie tylko muskularny brzuch, ale także kilka tatuaży. Szatynka mimowolnie dostrzegła jeden z nich znajdujący się tuż nad sercem. Mała literka „I” wprawiła ją w lekki szok, ale także spowodowała dziwne ukłucie w klatce piersiowej.
Nie mogąc przeciągać tej chwili szybko ominęła chłopaka, by jak najprędzej znaleźć się w łazience. Zatrzasnęła za sobą drzwi tym samym powodując śmiech Anta, z którego twarzy wciąż nie schodził uśmiech.
- Co cię tak cieszy? – zapytał Zayn marszcząc brwi.
- Nic – odparł zagadkowo chłopak, ponownie spoglądając na ekran monitora.
Malik odwrócił się w stronę drzwi łazienki mimowolnie się uśmiechając.

            Gdy tylko przeprowadził się razem z Ivy do nowego apartamentu musiał zaprosić braci Riach na tak zwaną parapetówę. Oczywiście, nie była to huczna impreza, gdyż obejmowała zaledwie cztery osoby – Zayn, Ivy, Anthony i Danny. Razem z Roweną obiecał, że dla pozostałych znajomych urządzą ją kiedy indziej, jednak wcale nie uśmiechało im się spraszanie tak wielu ludzi do ich małego mieszkanka. Mieszkania, które miało za zadanie symbolizować ich prywatność. Postanowili więc, że owa parapetówa odbędzie gdzieś indziej, co jednocześnie spowodowało, że nie odbyła się wcale.
            Ich mieszkanie nie było przystosowane do szczególnego zapraszania gości. Było bardzo skromne i posiadało zaledwie jedną sypialnię z łazienką i sporą kuchnię służącą jednocześnie za jadalnie, z której było wyjście na niewielki taras. Nic więcej, bo tak naprawdę reszta wydawała im się zupełnie niepotrzebna.
            Mały problem pojawiał się tylko wtedy, kiedy mieli spodziewać się gości. Zayn częściej odwiedzał swoją rodzinę w Bradford niż ta przyjeżdżała do Londynu, ale nie obejmowało to braci Riach. Zayn nie chciał wysyłać ich do hotelu, dlatego za każdym razem rozkładał im na ziemi materace. Choć nie było to ugoszczenie, jakiego można się spodziewać po gwieździe światowego formatu, tak naprawdę nikomu to nie przeszkadzało. Nawet ich niewielkie mieszkanie, które dla czterech osób wydawało się dość ciasne ich nie przerażało. Była to miła odmiana, szczególnie, że gościli zawsze roześmianych braci Riach.
- Zayn, zapomniałam wziąć piżamy! – zawołała nagle Ivy z łazienki, gdy trzech facetów znajdowało się właśnie w sypialni, plotkując gorzej niż ich babcie.
Chłopak nie pytając o nic podszedł do szafy dziewczyny i wziął z niej jeden z wielu „kompletów” piżamowych, kierując się prosto do łazienki. Lekko uchylił drzwi prześlizgując się przez szparkę tak, aby przypadkiem nie odsłonić za dużo, kiedy spostrzegł stojącą zupełnie nago dziewczynę.  Uśmiechała się do niego łobuzersko.
Nie zważając na nic podszedł do niej kładąc ręce na jej biodrach.
W przyjmowaniu gości był także jeden minus. Ich prywatność łącząca się ze swobodą okazywania sobie czułości musiała nieco przycichnąć, by nie wprowadzać ludzi w zakłopotanie. Teraz jednak znajdowali się w łazience za zamkniętymi drzwiami.
            Przyciągnął dziewczynę do siebie zachłannie wpijając się w jej usta. Ivy nie czekała na specjalnie zaproszenie i szybko ściągnęła z chłopaka koszulkę. Nie mieli zbyt dużo czasu, więc musieli go wykorzystać, jak najlepiej.

- Słuchasz mnie? – zapytał zirytowany Ant. – Idziesz zapalić, czy nie?
Zayn na powrót zwrócił się w stronę swojego przyjaciela, by po chwili pokiwać twierdząco głową. Sięgnął po koszulkę leżąca na krześle i szybko włożył ją na siebie kierując się w stronę kuchni, z której wychodziły drzwi na taras. Tylko tam mógł palić. Ivy nie przepadała za dymem unoszącym się w mieszkaniu, dlatego Zayn za każdym razem, gdy odczuwał potrzebę zapalenia musiał tam wychodzić.
             Przeszedł do balustrady upierając się o nią. Anthony podał mu paczkę papierosów, gdy tylko sam wyjął jednego i zapalił. W tym samym momencie w progu pojawiła się Ivy delikatnie się do nich uśmiechając. Kilka sekund później zasiadła dokładnie w tym miejscu, gdzie stała i oparła głowę o ścianę budynku.
- Co cię tak wykończyło, Rowenko? – zapytał wesoło Ant. Jak to możliwe, że ten chłopak nigdy nie tracił dobrego humoru? Przypomniał on dziewczynie trochę Louisa i Nialla, którzy cały czas żartowali, a powstrzymanie ich od tego wydawało się niemożliwe.
- Amanda – wyjaśniła przywołując imię jednej z dziewczyn, z którą musiała pracować w teatrze. Blondynka za każdym razem działa jej niesłychanie na nerwy.
Ivy po raz drugi od wypadku wybrała się do teatru, by uzgodnić ze swoimi przełożonymi wiele znaczących rzeczy. Danielle oczywiście wcześniej zawiadomiła ich o wypadku i jego konsekwencjach i choć Rowena już była tam z dziewczyną, czuła, że powinna odwiedzić to miejsce jeszcze raz, by pokazać, że naprawdę zależy jej na tej pracy.
            Zayn zaśmiał się, gdyż w jego głowie momentalnie pojawił się obraz blondynki, za która nawet on nie przepadał.
Ivy wzruszyła jedynie ramionami, a po kilku sekundach spojrzała na Malika nie mogąc wyrzucić z głowy niewielkiego tatuażu, jaki dziś przypadkiem zobaczyła. Mała literka „I” będącego pierwszą literą jej imienia szybko wbiła jej się głęboko w pamięć. Czy na pewno zrobił go z myślą o niej? A może tu chodziło o coś zupełnie innego, a ona teraz dorabia sobie dodatkową historię?
- Jutro wielki dzień, co? – zagaiła, uśmiechając się blado do mulata.
Już jutro miał odbyć się koncert One Direction w Londynie. Był to jedynie chwilowe pożegnanie z miastem przez trasą koncertową, jaką mieli rozpocząć już za dokładnie trzy dni po Ameryce Północnej. Zayn bardzo obawiał się tej chwil, która była jednoznaczna z rozłąką z Ivy. Dziewczyna nie zdecydowała się mu towarzyszyć podczas tego wydarzenia. Jeszcze przed utratą pamięci, szatynka otwarcie mówiła, że musi się także skupić na swojej pracy w teatrze. Zaprzepaszczenie tak wielkiej szansy, jaką dostała było by dla niej czymś naprawdę strasznym, szczególnie, że tak wiele osób na nią liczyło. Wtedy Malik jednak uznał, że nie jest to przecież koniecznością, w końcu będą mieli ze sobą stały kontakt. Teraz jednak strasznie obwiał się tego dnia, wiedząc, że tak wiele przez ten wyjazd może stracić. Co będzie z Ivy? Czy dziewczyna będzie na niego czekać?
Co prawda, uzgodnił z menagerem, że co dwa tygodnie będzie miał lot do Londynu, jednak, czy to mogło wystarczyć? Nie mógł zawieść fanów, którzy już dawno temu kupili bilety na koncerty chcąc zobaczyć swoich idoli. Nie mógł także zawieść swoich przyjaciół, którzy bez niego nie byli One Direction. Ale czy mógł zostawić Ivy?
- Masz najlepsze miejsca, dziewczyno – powiedział Anthony, gdy Zayn otwierał już buzię, by udzielić jej odpowiedzi. – To dla ciebie powinien być wielki dzień!
Ivy tylko przewróciła teatralnie oczyma.
- Tak mi przykro, że zaraz po koncercie musisz wracać do domu – odrzekła, starając się zachować powagę. Niestety widząc minę chłopaka nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem, tym samym powodując, że jej biszkoptowy labrador szybko stanął tuż za nią, chcąc sprawdzić, co się dzieje.
- Zavy – zawołała dziewczyna wesoło, głaszcząc psa. – Idziemy jutro na koncert – dodała jakby psina miała ją zrozumieć.

Zavy jednak zaszczekała, sprawiając, że cała trójka wybuchła głośnym śmiechem, ale to Zayn cieszył się najbardziej. Czuł, że po woli odzyskuje jakąś część swojego dawnego życia.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 15 - Flashes left in my mind, going back to the time...


Ivy mozolnym krokiem przeszła do kuchni, w której już znajdował się Zayn. Chłopak przeszukiwał szafki próbując znaleźć swoje ulubione płatki, jednak jego wysiłki nie przynosiły żadnego rezultatu. Tyle, że doskonale pamiętał, jak wczoraj specjalnie zostawił sobie jeszcze jedną porcję, by nie musieć z samego rana biec do sklepu.
- To moja sprawka – powiedziała niespodziewanie Ivy, sprawiając, że Zayn uniósł się gwałtownie uderzając głową w otwarte drzwiczki szafki znajdującej się nad nim.
Szatynka zakryła dłonią usta, mimowolnie się przy tym krzywiąc. Chciała podejść do Zayna, jednak chłopak zupełnie tego nie zauważając uniósł uspokajająco dłoń do góry, oznajmiając tym samym, że nic poważnego się nie stało.
- Chciałam powiedzieć, że…
- …zjadłaś płatki – dokończył za nią, jednak jego mina ani trochę nie była zagniewana. Wręcz przeciwnie, na jego twarzy można było dostrzec cień uśmiechu. – Zawsze to robiłaś – dodał pędząc z wyjaśnieniami, gdy tylko zauważył zdezorientowane spojrzenie dziewczyny.
Rozśmiał się głośno całkowicie rozładowując sytuacje.
- Skoczę do sklepu – oznajmił, kierując się do niewielkiego korytarzyka, gdzie od razu sięgnął po buty. Szybko założył je na stopy, jednak = nim wyszedł odwrócił się w stronę dziewczyny.
- Pamiętasz co ci się śniło? – zapytał.
Ivy ponownie spojrzała na niego, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Nie… A powinnam?
Zayn poczuł zawód.
- Nie – odpowiedział, starając się uśmiechnąć, jednak zamiast tego na jego twarzy pojawił się dziwny grymas. – Tak tylko pytam – dodał, po czym otworzył drzwi mieszania, by po chwili za nim zniknąć.
Ivy przez długą chwilę stała w osłupieniu zastanawiając się, co właściwie przed chwilą się wydarzyło. Czyżby właśnie coś przegapiła? Stwierdzając, że nie uda jej się tego rozgryźć podeszła do czajnika, by zagotować wodę na kawę. Wyjęła z szafki kubek, gdy niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi.
Będąc w zupełności przekonana, że to Zayn, który zapomniał portfela podbiegła do drzwi, by błyskawicznie je otworzyć. Jednak, gdy tylko dostrzegła, że to nie jej współlokator odruchowo zaplotła szczelniej swój biały szlafrok w różowe i czerwone serduszka.
- Tak? – zapytała niepewnie zdając sobie sprawę, że w mieszkaniu nie ma nikogo, kto mógłby ją obronić przed przybyszem. Przybyszem, który wyglądał dość poważnie i zdecydowanie nie miałaby szans w starciu z nim. Ubrany w ciemne kolory, mający czapkę na głowie i kolczyk w uchu wyglądał jak typowy zbir.
- Rowena? – zapytał, jakby zdziwiony faktem, że dziewczyna nie zaprasza go do środka. – Jest Zayn…? – dodał szukając jakiegokolwiek ratunku.
Dziewczyna zawahała się. Nie wiedziała, czy powinna zdradzić mu, że jest sama w mieszkaniu i nie ma kto jej obronić, jednak z drugiej strony chłopak znał jej imię, wiedział kim jest.
- Anthony Riach – przedstawił się, zdając sobie sprawę, że zapomniał o najważniejszym. – Jestem przyjacielem Zayna. Chciałem mu zrobić niespodziankę i… - zawahał się.
- Nie ma Zayna. Mógłby pan poczekać… - urwała, gdyż nagle usłyszała dobrze znany jej głos.
- Ant! – zawołał Malik wesoło, witając swojego przyjaciela. – Co tak stoisz? Wchodź!
- Lepiej pójdę się ubrać – oznajmiła Ivy, szczelniej zasłaniając się szlafrokiem i przemykając do sypiali.
Anthony spojrzał na zamknięte już drzwi do pokoju swoich przyjaciół, po czym zwrócił się w stronę Zayna, wytrzeszczając szeroko oczy.
- Zwróciła się do mnie per Pan – powiedział ściszonym głosem, nie ukrywając swojego zdziwienia. – Wiesz jakie to dziwne uczucie?
- Wyobraź sobie, że wiem. Moje imię wypowiada tak niepewnie, że – urwał. Nie chciał tłumaczyć chłopakowi, jak wielki ból może mu sprawić dziewczyna wypowiadająca jego imię z drobną różnicą. Jednak dla Zayna z pewnością nie była to jakaś tam drobna różnica, tylko kolosalna zmiana, która za każdym razem powodowała skurcz w klatce piersiowej.
- Przepraszam, stary. Zawsze muszę palnąć coś głupiego…
- Nieważne – powiedział Zayn, wzruszając ramionami. – Dlaczego nic nie mówiłeś? Mogłeś zadzwonić, że przyjedziesz, czy coś!
Anthony zawahał się.
- Zapomniałem o najważniejszym, czyli… - urwał bojąc się dokończyć, by powtórnie przypadkowo nie zranić swojego przyjaciela. – Zaplanowałem to z Ivy jakiś miesiąc temu. Wiesz, przysłała mi bilet na najbliższy koncert i powiedziała kiedy mam przyjechać. Oczywiście, nie mogłem się tobie wygadać – wyjaśnił. – Nie pomyślałem jednak, że to może być już nieaktualne.
- Nieaktualne? – zadrwił Zayn. – Lepiej zaparzę ci trochę kawy. Trzeba pobudzić twój mózg do pracy.
- Malik, mówię poważnie – oznajmił Ant spokojnym, ale pewnym głosem. – Mogę się stąd zmyć nawet za chwilę. Zamelduję się w hotelu i po prostu przyjdę na koncert. Albo lepiej! Sprzedam bilet na eBay’u! Wszystko jest już wyprzedane, więc z pewnością pójdzie za dobrą sumkę – ostatnie dodał w cwaniacki, ale zabawny sposób, poruszając przy tym brwiami.
- Po pierwsze, na eBay’u? Serio? Nie masz lepszych pomysłów? Po drugie, nawet nie wyskakuj mi tu z jakimś hotelem. Po trzecie… Po trzecie, po prostu się przymknij.
Anthony pokręcił z dezaprobatą głową, po czym zajął jedno z wolnych krzeseł ściągając z ramienia plecak, a czapkę rzucając gdzieś na bok.
- To teraz ugość mnie, jak należy! Co proponujesz mi na śniadanie?
Malik zmarszczył brwi, choć dokładnie takiego zachowania ze strony chłopaka się spodziewał. Znał go niemalże od zawsze, dlatego przebywali ze sobą bez żadnego skrępowania. Ale właśnie to najbardziej Malik cenił w tej przyjaźni. Nie dość, że wnosiła do jego nieco już zmienionego przez sławę życia sporą dawkę normalności, to dodatkowo sprawiała, że czuł się znowu tym chłopakiem z Bradford z masą zupełnie błahych problemów na głowie.
- Mam płatki – powiedział Zayn unosząc trzymaną przez cały czas w dłoni paczkę płatków śniadaniowych do góry. Sklep spożywczy znajdował się zaledwie kilka kroków od apartamentu, dlatego zakupy zajmowały mu zaledwie kilka minut.
- Dobre i to! – zawołał, poklepując w dziwnym rytmie blat stołu.
W tym czasie z sypialni wyszła Ivy. Ubrana w wygodne jeansy i koszulę przeszła do nowo przybyłego gościa, wyciągając w jego stronę rękę. Ant, choć było to z pewnością niecodzienne zachowanie jeśli chodziło o Ivy, gdyż ta w zwyczaju miała po prostu przytulanie chłopaka i mierzwienie mu złośliwie włosów, ujął jej dłoń ze szczerym uśmiechem.
- Przepraszam, po prostu nie miałam pojęcia…
- Nie szkodzi – zawołał wesoło chłopak. – Anthony Riach - przedstawił się ponownie. – Lub po prostu Ant.
- Ivy Blue – powiedziała próbując się nie roześmiać, gdyż przedstawianie się było zupełnie zbędne. – Po prostu Ivy.
- Mnie nie oszukasz, Rowenko – oznajmił wyniośle, próbując zachować kamienną twarz, jednak szybko na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
Kto jak kto, ale bracia Riach lubili zwracać się do szatynki używając jej pierwszego imienia, którego tak bardzo nienawidziła. Wiedzieli, że doprowadza ją to do szału, dlatego z jeszcze większą ochotą do niej zagadywali właśnie w ten sposób.
- Siadaj Zayn, ja zaparzę – oznajmiła cicho, przechodząc do szafki, by wyjąć jeszcze dwa kubki. Malik grzecznie słuchając polecenia dziewczyny usiadł naprzeciwko swojego przyjaciela.
- Mam nadzieję, że kawę umiesz robić, bo gdy ostatnio przyrządzałaś  mi zapiekankę z serem  była… niejadalna – oznajmił Ant, szybko odnajdując się w nowej sytuacji i rozmawiając z dziewczyną, jakby nic się w jej życiu nie wydarzyło.
 Zayn roześmiał się głośno przypominając sobie o nadzwyczajnych zdolnościach kulinarnych dziewczyny, które de facto w ogóle nie istniały.
- Jaką kawę pijesz, Andy? – zapytała otwierając kolejną szafkę.
Chłopcy momentalnie zastygli.
- C-co powiedziałaś? – zapytał Zayn z niedowierzaniem.
- Jaką kawę pije… – szepnęła niepewnie odwracając się do nich.
- Andy – powtórzył cicho Zayn, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Uśmiech, którego już dawno nie było.
- Przepraszam – zaczęła dziewczyna. – Ja po prostu…
- Narody chwalcie Pana! – zaśmiał się Riach. – Kochanie, tylko ty tak się do mnie zwracałaś. W końcu coś za coś, prawda, Rowenko?
Dziewczyna szybko pojęła, że chłopak nie przepadał za tym skróceniem jego imienia. Oczywiście, nie trudno było się tego domyślić. Anthony nie wiedząc czemu po prostu nie lubił, gdy tak się do niego zwracali. Jego mama w dzieciństwie próbowała używać tego zdrobnienia, jednak on twardo przestał na nie reagować. Tym samym w końcu kobieta odpuściła sobie, a owe zdrobnienie zostało zapomniane. Do czasu! Wszystko się zmieniło, gdy poznał Ivy. O przepraszam, Rowenę.
- Więc, jaką kawę pijesz, Andy? – zapytała, tym razem delikatnie się uśmiechając.


Zayn ponownie rozśmiał się głośno nie mogąc się już ani chwili dłużej powstrzymywać. Nie miał pojęcia, że zapoznanie Ivy z jego najlepszymi przyjaciółmi przyniesie mu tyle śmiechu. Śmiechu, który niemalże doprowadzał go do łez.
- To wcale nie jest śmieszce – zawołała Ivy, kładąc ręce na biodrach i posyłając brunetowi uważne spojrzenie.
- Rowenko, po prostu pogódź się z tym, że przegrałaś! – zawołał Danny Riach.
- W chińczyka? Też mi coś! Nikogo innego nie chcieliście zbijać! – powiedziała obrzucając braci ostrym spojrzeniem. – Do tego Andy wymyślił sobie jakieś natychmiastowe wskrzeszanie pionków? Kto tak robi?
- Geniusze – wyjaśnił Ant, prostując się i tym samym wywołując kolejną dawkę niekontrolowanego śmiechu u Zayna.
- Ty też nie jesteś niewinny – zawołała Ivy, spoglądając na Malika. – Kto normalny cały czas wyrzuca sześć oczek? Na dodatek jeszcze częściej, gdy akurat nie widzę?
- To się po prostu nazywa mieć szczęście – oznajmił pewnie Danny.
- Wykorzystywaliście każdy moment, kiedy tylko na chwilę straciłam planszę z oka! – zawołała w proteście.
- Nie każdy – powiedział z westchnieniem młodszy brat. – Jeden przegapiliśmy, dlatego teraz czuję wielki niedosyt. Danny, gdyby nie to mogliśmy wygrać już jakieś pięć minut temu!
- Dziesięć – poprawił go chłopak. – Bo od pięciu to Rowenka się awanturuje, zarzucając nam jakieś oszustwa. Naprawdę, bezpodstawne oskarżenia!
- Przed chwilą sam przyznałeś, że nie była to czysta gra – zawołała dziewczyna marszcząc brwi.
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- Nic takiego nie powiedziałem. Mogłem jedynie to zasugerować, ale przecież wiesz, że nie każde moje sugestie są poprawne…
- Pewnie, że nie są – prychnęła. – Przez cały czas mnie podpuszczałeś, „Zobacz, wyrzuciłaś sześć oczek, może czas wyjść z dziupli!”.
- Nie musiałaś mnie słuchać – powiedział wyciągając nogi na kanapie. Znajdowali się w starym mieszkaniu Zayna. Miejscu, gdzie mieszkał zanim postanowił całkowicie związać się z Ivy i kupić niewielki apartament, gdzie będą mogli zamieszkać razem.
- Nie mogę uwierzyć, że dałam wam wygrać! – prychnęła.
Bracia roześmiali się głośno.
- Rowenko, to nie tak działa. Ale myślę, że najwyższy czas nauczyć się przegrywać.
- Najwyższy czas to nauczyć się grać czysto, Andy!
- Rowena!
- Andy!
- Rowena!
- Ivy… - zaczął Zayn próbując pohamować kolejny napad śmiechu.
- Javadd! – odpowiedziała mechanicznie tym samym powodując, że cała czwórka wybuchła głośnym śmiechem, zupełnie zapominając, że przed chwilą grali w jakiegoś głupiego chińczyka, a Ivy dała się pokonać, jakby nie było dwóm sprytnym graczom, których taktyka opierała się na otwartym oszustwie.
Ivy musiała przyznać, że od razu polubiła braci Riach, którzy potrafili w zupełnie niezrozumiały sposób zarazić ją dobrym humorem. Oczywiście nie raz się kłócili, ale tak naprawdę nigdy żadne z nich nie miało nic złego na myśli, wręcz przeciwnie! Można było otwarcie przyznać, że Ivy szybko zaprzyjaźniła się z nimi i często zapraszała ich do Londynu.


- Dlaczego Danny nie przyjechał? – zapytał Zayn odpędzając od siebie wspomnienie, które tak nagle zawitało w jego głowie.
- Oczywiście, Rowena wysłała nam dwa bilety – wyjaśnił radośnie chłopak, unosząc kawę, którą Ivy kilka sekund wcześniej postawiła przed nimi. – Tyle, że Danny miał do załatwienia, jak to sam powiedział „sprawę wagi państwowej”. Kto wie, może się jeszcze zjawi…
Szatynka zmarszczyła brwi, zasiadając na wolnym krześle, zupełnie nie krępując się towarzystwem nowoprzybyłego chłopaka.
- Wysłałam? – zapytała.
- Och tak! Powiedziałaś, że jeśli nawet będzie trzeba, będziesz spała w wannie, ale musimy przyjechać – oznajmił radośnie, jednak szybko się skrzywił na smak kawy. Sięgnął szybko po cukiernice zapominając, że jej nie posłodził.
- Trzeba było kogoś zabrać – odparł Malik.
Ant zagryzł dolną wargę próbując się nie roześmiać, co nie uszło uwadze dwójki jego przyjaciół.
- Jak jej na imię? – zawołała dziarsko Ivy, zupełnie nie czując napięcia. Chłopak wydawał się jej niezwykle bliski i nieśmiałość jaką zapewne powinna czuć już dawno temu się ulotniła.
- Emily… - odparł, nie nawiązując kontaktu wzrokowego. – Skąd wiedziałaś?! – zawołał szybko unosząc głowę, by spiorunować dziewczynę uważnym spojrzeniem.

- To, że cię nie pamiętam, nie znaczy, że cię nie znam – odparła delikatnie się uśmiechając.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 14 - You're gonna be the one that saves me, and after all you're my wonderwall...


Po raz kolejny tej nocy przewrócił się na drugi bok, ponieważ nie mógł zasnąć. Wszystko go rozpraszało. Każdy najmniejszy świst ponownie sprowadzał jego myśli na jeden tor. Ivy.
Ponownie zerknął w stronę leżącej na łóżku Roweny, a jego myśli i tym razem zapełniły się masą wspomnień.

Siedział w na skórzanej kanapie w studio, starając się skupić na tekście piosenki, którą przeglądali już kilka razy nanosząc niezbędne poprawki. W jego głowie jednak miała miejsce prawdziwa walka.
- Nie martw się – powiedział Niall biorąc kolejnego gryza batona. – To nie wasza pierwsza ani nie ostatnia kłótnia – dodał zanim nawet zdążył przegryźć.
Zayn spojrzał na farbowanego blondyna, marszcząc brwi.
- Tak mnie pocieszasz? – prychnął. – A gdzie „to nie twoja wina” i „wszystko będzie dobrze”.
Horan wzruszył ramionami, tym razem jednak sięgając do paczki chipsów.
- A skąd on ma wiedzieć, czy to nie twoja wina? – wtrącił Harry, który jak dotąd Malikowi się wydawało był zbyt zajęty majstrowaniem przy swoim telefonie, by zwrócić na cokolwiek innego uwagę. – Nie chcesz przecież nam powiedzieć, co się stało.
Zayn przewrócił teatralnie oczyma, nie będąc pewien, czy chce przedstawić chłopakom szczegóły porannej kłótni, która dotyczyła niemalże wszystkiego. Sam nie wiedział, kto naprawdę rozpoczął tę walkę – on czy Ivy - i od czego się zaczęło.
- Wygląda na to, że zaraz się przekonamy – oznajmił Niall wskazując brodą szklaną ścianę i tej samej faktury drzwi do pomieszczenia, w którym się znajdowali.
W ich stronę zmierzała drobna szatynka, rozpaczliwie poszukująca czegoś w swojej torbie. Idąc prosto przed siebie nie zauważyła drzwi momentalnie uderzając w nie głową.
- Cholera – zawył Zayn niezwłocznie biegnąc w stronę swojej dziewczyny, która zdezorientowana siedziała na ziemi rozglądając się wokół siebie, jakby sprawdzając, czy przypadkiem nikt nie widział tego niefortunnego zdarzenia.
- Chodź kochanie – szepnął Zayn wyciągając w jej stronę rękę, by pomóc Ivy wstać.
- Widziałeś to? – zaśmiała się. – Walnęłam prosto w szybę!
- Tak, widziałem – powiedział, próbując się nie roześmiać. – Nie ja jedyny – dodał posyłając dziewczynie współczujący uśmiech.
Ivy zamiast się tym przejąć roześmiała się jeszcze głośniej.
- Może mieć wstrząśnienie mózgu! – zawołał Horan, który już nie siedział na kanapie obżerając się słodkościami, a zamiast tego stał przy Harrym. Obaj w wielkim zaangażowaniem wpatrywali się w dwójkę przyjaciół, dokładnie analizując to, czy mogą podejść bliżej. Jakby nie było, cały czas w ich głowach kłębiła się myśl o porannej kłótni Zayna i Ivy.
- Nie martw się Niall, nie uderzyłam mocno! – odpowiedziała dziewczyna, instynktownie kładąc dłoń na czole. Gdy tylko stwierdziła, że obrażenie nie jest tak poważne zawiesiła swój wzrok na Zaynie, który w tym momencie zamknął za sobą drzwi odcinając od siebie Stylesa i Horana. Domyślił się, jaki jest powód wizyty dziewczyny w studio.
- Przepraszam – jęknęła, robiąc przy tym niezwykle smutną minę. Minę, która spowodowała, że serce Zayna zabiło szybciej.
Nie mówiąc nic przytulił mocno szatynkę, chłonąc zapach jej słodkich perfum i truskawkowego szamponu.
- Boli? – zapytał Zayn, zupełnie nie zwracając uwagi na przeprosiny dziewczyny, jakby już dawno zapomniał, że rano teatralnie trzasnęła drzwiami wychodząc z mieszkania, by zaakcentować różnicę zdań pomiędzy nimi.
- Trochę, ale nie mogę tego okazywać, bo Harry patrzy. Nie chcę, by pomyślał, że jestem beksą. Dobrze wiesz, że on lubi takie rzeczy wykorzystywać.
Malik zagryzł dolną wargę powstrzymując wybuch śmiechu. Odsunął się od dziewczyny, po czym złożył na jej czole delikatny pocałunek.
- Lepiej?- zapytał.
Jego oczy były przepełnione miłością.
- Odrobinę…
Mulat ucałował jej czoło ponownie, a jego uśmiech pogłębiał się z sekundy na sekundę.
- A teraz?
Ivy powachlowała się teatralnie dłonią odchylając głowę do tyłu.
- Czuję się, jakbym przesadziła z tabletkami przeciwbólowymi. Boże, Zayn, co ty masz w tej ślinie? – zapytała z wielkim przejęciem. Chłopak jednak doskonale widział, że walczyła ze sobą, by się nie roześmiać.
- Z ustami, kochanie, z ustami! – poprawił ją z udawanym oburzeniem. – To te USTA tak działają. Mówię ci, potrafią czynić cuda!
- A niby skąd to wiesz? Codziennie na dobranoc cmokasz się w rękę, by rano przed lustrem podziwiać efekty? No nie powiem, jest na co popatrzeć, ale nie popadajmy w obłęd.
- Nie ja – prychnął. – Ten talent komuś ukradłem – dodał szeptem.
- Ty draniu – powiedziała z nie pasującym do tego podziwem. – Jak to możliwe?
- Ona o tym nie wiedziała, ale przekazuje się go przez pocałunek. Pewnego dnia się obudzi i zrozumie, że czegoś jej brakuje.
- Będzie chciała cię odszukać! – zawołała z podekscytowaniem.
- Nie będzie to trudne. Co wieczór zasypia u mojego boku.
Ivy uśmiechnęła się promiennie. Nie takiego zakończenia tej historyjki się spodziewała, ale musiała przyznać, że jest nim całkowicie oczarowana.
- Myślę, że ta dziewczyna będzie chciała odzyskać ten niewiarygodny talent znajdujący się w twojej ślinie…
- W USTACH! – poprawił ją.
- Niemniej jednak, musisz być przygotowany. Na mieście mówili, że chce odebrać go dziś w nocy. Nie chcę nic mówić, ale strzeż się. Pocałunek to nie przelewki.
Zayn nie wytrzymał i roześmiał się głośno.
- Przywitam się z chłopakami – powiedziała poklepując Malika po ramieniu.

            Ponownie przewrócił się na drugi blok, marząc o odrobinie snu. Był zmęczony, jednak jego umysł nie dawał mu chwili spokoju. A może jedynie się oszukiwał, a tak naprawdę chciał rozpamiętywać każdy dzień spędzony z Ivy i przeżywać go na okrągło?
Wybiegł ze sklepu pędząc w stronę żółtego Forda Caprl Perana z 1970 roku, należącego do Ivy. Zdyszany i przemoczony do suchej nitki zajął miejsce pasażera spoglądając z niedowierzaniem na swoją dziewczynę.
- Powiedziałaś, że odbierzesz mnie od razu po próbie – westchnął. – Mogłaś od razu mnie uprzedzić, wziąłbym swój samochód.
- Fernando miał drobną awarię – powiedziała głaszcząc kierownicę, jakby jej auto naprawdę miało uczucia. – Ale już jest wszystko w porządku. A ty nie narzekaj, kiedyś ludzie musieli radzić sobie bez samochodów.
- Ty niebawem  też będziesz musiała, bo ten twój Fernando już długo nie pociągnie.
- Nie obrażaj Fernanda! – oznajmiła surowo, unosząc groźnie wskazujący palec.
- Ivy, ile razy proponowałem ci zmianę samochodu? – zapytał, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Fernando nie potrzebuje zastępcy. Jest jedyny w swoim rodzaju. Jakbyś się czuł, gdybym to ja wymieniła cię na nowszy model?
Malik zmarszczył brwi. Wiedział, że Ivy nie da się przekonać do zmiany samochodu. Była nieugięta, a on próbował już niejeden raz. Po każdej próbie jednak otrzymywał tą samą odpowiedź.
Ivy odruchowo zapięła swój pas, po czym włączyła radio, z którego dało się usłyszeć piosenkę AC/DC. Zayn zdążył przywyknąć, że w samochodzie u Roweny słucha się tylko klasycznego rocka. Oczywiście, nie miał nic przeciwko temu, jednak czasem gdy bolała go głowa i miał ochotę posłuchać czegoś spokojniejszego Ivy dawała mu do wyboru tylko płytę One Direction. Malik za każdym razem odpowiadał, że jeszcze nie zwariował na tyle, by w aucie słuchać swoich piosenek.
Ivy ruszyła z piskiem opon, sprawiając, że Zayn instynktownie złapał się swojego fotela. Jazda samochodem z Roweną nigdy nie kojarzyła mu się z bezpiecznym dotarciem do domu. Nie wtedy, kiedy ona kierowała. Najdziwniejsze było to, że dziewczyna nie miała zaufania do kierowców, dlatego niewiele osób miało możliwość ją gdziekolwiek zawieźć. Pirat drogowy nie ufający innym – naprawdę ciekawe.
Zayn był przekonany, że ma to wiele wspólnego z matką dziewczyny, która zmarła w wypadku samochodowym, jednak Ivy nigdy o tym nie mówiła. Choć raz rozmawiała z Zaynenm na temat Sylvii Blue chłopak zdawał sobie sprawę, że nie jest to temat, który szatynka z chęcią porusza.
- Ivy! – warknął nagle Zayn. – Przejechałaś na czerwonym!
- Co? – prychnęła. – Załóż okulary kochanie, na żółtym.
Zayn wytrzeszczył na nią oczy.
- Kto ci dał prawo jazdy?
- Miałam całkiem miłego instruktora…
- To było pytanie retoryczne – przerwał jej. – Ile razy ci mówiłem, że jeździsz fatalnie?
Dziewczyna udała, że się zastanawia.
- Może milion? Plus minus, nie jestem pewna.
- Ivy! – zawołał ponownie, chcąc zaznaczyć kolejny błąd w jej jeździe.
- Boże, Zayn, nie musisz mi przypominać jak mam na imię.
Spojrzała na jego lekko przestraszoną twarz.
- No dobrze, trochę zwolnię – oznajmiła spokojnie, po czym gwałtownie zahamowała sprawiając, że mulat jeszcze mocniej złapał się fotela.. – Dupek! Po co on na mnie trąbi?!
Malik zasłonił twarz dłonią chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu.

Malik spojrzał na zegarek. Było już po trzeciej nad ranem, a on nadal nie zmrużył oka. Wciąż powracał myślami do dawnych chwil spędzonych z Ivy. Wiele by dał nawet za moment w samochodzie dziewczyny, choć naprawdę nie lubił, kiedy to ona siedziała za kierownicą. Mógłby nawet się z nią kłócić, gdyby tylko nadal ich łączyła tak ogromna miłość.
Choć otaczali go przyjaciele czuł się niezwykle samotny w tej całej sytuacji. Nikt tak naprawdę go nie rozumiał. Nikt nie potrafił wyobrazić sobie bólu, który odczuwa za każdym razem, gdy przechodzi obok dziewczyny i nie może jej nawet dotknąć, bo w innym wypadku Rowena mogłaby poczuć się nieswojo.
- Zayn! – zawołała Ivy niespodziewanie podnosząc się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po ciemnym pokoju, po czym dodała ledwo słyszalnym głosem: - Boję się…
Gdy już Zayn do niej doskoczył ponownie opadła głową na poduszkę, jakby na powrót zasypiając.
- Ivy… - szepnął.
Nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi, co w zupełności potwierdzało to, że Rowena na powrót zasnęła. Albo, że w ogóle się nie obudziła.
            Złapał jej drobną dłoń miedzy swoje, delikatnie ściskając.
- Jestem przy tobie – szepnął, choć dziewczyna nie mogła go usłyszeć. – I nigdzie się nie wybieram.
Siedział na brzegu łóżka ściskając jej drobną dłoń. Spoglądał na jej twarz, która teraz nie ukazywała ani odrobiny strachu. Jakby to, co przed chwilą usłyszał w ogóle się nie wydarzyło. Widział jednak, że stało się to naprawdę. Wiedział, bo nie po raz pierwszy Ivy mówiła przez sen. Nie po raz pierwszy zrywała się przestraszona, rozpaczliwie rozglądając się po pokoju, jakby nie wiedziała gdzie jest. Tyle, że wtedy to on zawsze mocno przytulał ją do siebie, powtarzając, że przy nim jest bezpieczna. Zasypiali wtuleni w siebie, zapominając o jakimkolwiek strachu.
Teraz nie mógł jej nawet objąć, a co dopiero zasnąć u jej boku. Nie próbował sobie w ogóle wyobrazić reakcji dziewczyny, gdyby obudziła się rano i zobaczyła śpiącego obok niej Zayna. Sama myśl o jej zdezorientowanym spojrzeniu sprawiała mu ból.
W tym wszystkim jednak dostrzegł iskierkę nadziei. To jego imię wypowiedziała. To jemu chciała pokazać, czego się boi. Czyżby dawna Ivy próbowała się przebić?
Jednak czy istniała dawna Ivy i teraźniejsza Ivy? Przecież to wciąż była jedna i ta sama osoba.

Tracąc pamięć i wspomnienia,
 gdy twarze staną się obce,
 serce niczym radar

 wskaże to, co wieczne...

środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 13 - There is no other place that I would rather be than right here with you tonight...


 
          Każde miejsce, w którym kiedyś był z Ivy wydawało mu się niezwykle ważne, i choć znajdowało się daleko od Londynu chciał je odwiedzić. Plaża w Brighton, czy dom rodzinny szatynki był jednym z wielu punktów nakreślonych na mapie w jego głowie.  Nie mógł jednak bez końca podróżować pochłaniając się wspomnieniom. Musiał się w końcu skupić na teraźniejszości i tworzeniu przyszłości.
            Najpewniej czuł się przebywając w mieszkaniu z Ivy. W końcu był to ich cichy kąt, miejsce, gdzie mogli pobyć we dwójkę  bez żadnych światków. Zawsze powracali do niego z wielką chęcią, ciesząc się, że spędzą choć chwilę razem, odseparowani od świata.
            Ivy narzuciła ich życiu kilka ważnych zasad, których nie mogli łamać. Wiele z nich było związanych z pracą Malika. Szatynka od początku ich znajomości była zarzucana wiadomościami od fanów One Direction i często czytała nieprzyjemne słowa od ludzi uważających ją za niszczycielkę życia Zayna. Często była oskarżana o unieszczęśliwianie mulata i żerowanie na jego karierze. Raniło ją to, jednak starała się tego nie okazywać przed swoim chłopakiem, który sam dostawał wiele wiadomości związanych z Ivy od fanów. Niejednokrotnie ponosiły go emocje i odpisywał coś nieprzyjemnego, stając w obronie dziewczyny. Nigdy nie żałował tego, ale zawsze za każdą wiadomością szła fala następnych, i następnych. Nie chciał by spotykało to Rowenę i choć niewiele mógł zrobić w tym kierunku, Ivy stwierdziła, że najlepszym rozwiązaniem będzie nie okazywanie sobie czułości w miejscach, gdzie mogą być sfotografowani. W ten sposób sprawili, że ich mieszkanie stało się niezwykle prywatnym miejscem, w którym nie musieli się przejmować zupełnie niczym. Dlatego, każdego dnia chętnie wracali do domu, naznaczając mieszkanie „ich miejscem”.
            Teraz, Zayn jedynie mógł wspominać tamte chwilę, gdyż Ivy nie miała pojęcia, że to małe mieszkanie jest związane z taką lawiną wspomnień, które mogły zaistnieć tylko i wyłącznie w tym miejscu, nigdzie indziej. Dla Zayna stało się ono więc, miejscem ukojenia, gdzie mógł ze spokojem zaglądać w przeszłość, ale i miejscem niezwykłego bólu, który za każdym razem przypominał mu, co stracił.
            Stojąc przed lustrem w łazience starał się zebrać swoje myśli w całość i zrobić w końcu krok na przód w swoim życiu, a nie wciąż tkwić w tym samym miejscu. W końcu, niewiele się zmieniło od wyjścia Ivy ze szpitala. Wciąż pozostawali sobie obcy i wydawało się, że nic już ich nie może uratować. Jak dziewczyna miała przekonać się do Zayna gdy tak naprawdę w jej głowie było najwięcej obaw? Widział, jak spogląda na niego niepewnie za każdym razem gdy przechodzi obok, ale nie miał pojęcia, jak to zmienić.
Wciąż był jej obcy.
            Z myśli wybił go dźwięk jego telefonu rozbrzmiewający z sypialni. Spojrzał niepewnie na drzwi, gdy nagle usłyszał tak dobrze mu znany głos:
- Zayn, telefon! – zawołała Ivy, najprawdopodobniej siedząc na łóżku ze stertą papierów, zdjęć i wszystkiego, co mogłoby jej pomóc w odbudowaniu przeszłości. – Waliyha dwoni!
            Mulat już wcześniej zdołał opowiedzieć Ivy dokładnie o swojej rodzinie. Jego siostry bardzo ją polubiły. Zanim jeszcze byli razem Zayn opowiadał im o tajemniczej szatynce, która całkowicie zawróciła mu w głowie. Raz nawet przyjechał z Roweną i Niallem odwiedzić Bradford, kiedy jeszcze nie był z dziewczyną oficjalnie razem. Dziewczynki od razu ją pokochały i otwarcie mu zakomunikowały, że powinien być z Ivy. Nawet one dostrzegały chemię pomiędzy nimi. Zresztą, nawet niewidomy by to dostrzegł! Od tamtego czasu jego rodzina za każdym razem z niecierpliwością wyczekiwała ich przyjazdu. Jego siostry zaprzyjaźniły się z Ivy, co znacznie mu się spodobało.
            Zayn sięgnął po koszulkę i szybko wciągnął ją na tors. Otworzył drzwi łazienki, przechodząc do pokoju, by po chwili pochwycić telefon, który Ivy trzymała w dłoni wyciągając go w stronę chłopaka.
- Co tam? – zapytał, gdy tylko odebrał.
- Zayn? – zdziwiła się dziewczyna. – Wybacz, przywykłam do tego, że Ivy odbiera.
Malik przymknął powieki uświadamiając sobie, że to prawda. Kiedyś, gdy tylko Rowena dojrzała na wyświetlaczu komórki Zayna imię którejś z jego sióstr odbierała bez wahania. Dziewczyny oczywiście dzwoniły także do Ivy, jednak z czasem wybieranie numeru do Zayna stało się równoważne z porozmawianiem z szatynką.
- Miałeś do nas dzwonić i mówić, jak czuję się Ivy, ale ty oczywiście o tym zapomniałeś. Dobrze wiesz, jak mama przekazuje informacje. To gorsze niż gra w głuchy telefon.
- Przepraszam, miałem ostatnio tyle na głowie – wyjaśnił zasiadając na brzegu łóżka.
- Nie gniewam się, ale musisz wiedzieć, że my wszyscy się martwimy. Po prostu, chciałabym ją usłyszeć. Mogę z nią porozmawiać?
Zayn zawahał się.
- To nie jest najlepszy pomysł, Waliyha.
- Proszę!
Chłopak odsunął telefon od ucha wyraźnie zaniepokojony prośbą dziewczyny. Siostry były jego słabym punktem, a gdy tylko prosiły go o coś odmówienie im wydawało mu się naprawdę odległą opcją.
- Dobrze, tylko…
- Wiem, wiem! Zayn, nie jestem dzieckiem.
Mulat uśmiechnął się delikatnie, odwracając się do Ivy, która to obserwowała go przez ten cały czas. Posłał jej niepewny uśmiech, jednak on wystarczył, by dziewczyna zrozumiała, o co chodzi.
Wyciągnęła ponownie rękę po telefon także posyłając mu ciepły, przepełniony zrozumieniem uśmiech.
- Tak?... Dzień dobry, kochanie… Jak się czujesz?... Ja?... O tak!... Zayn się mną bardzo dobrze opiekuje… Nie, dlaczego?... Och!... Naprawdę?... To takie miłe z waszej strony!... Oczywiście, że was odwiedzimy, dziękuję za zaproszenie… Pozdrów je i podziękuj ode mnie!... Chcesz porozmawiać z Zaynem? Dać ci go?... Dobrze, ty też się trzymaj!...
Ivy ponownie podała w stronę Zayna telefon, a on, pełen zaskoczenia zachowaniem dziewczyny z lekkim wahaniem wziął go do ręki. Co prawda, wiedział, że nie powinno go to dziwić, przecież Ivy zawsze najpierw martwiła się o innych, a na samym końcu o siebie. Czuł niewyobrażalną wdzięczność do dziewczyny, że uspokoiła nieco jego siostrę, która bardzo niepokoiła się o Rowenę.
- Tak? – powiedział do telefonu, po czym momentalnie odchrząknął zdając sobie sprawę, że jego głos brzmi zupełnie nienaturalnie.
- A widzisz, ty się martwiłeś, nie wiadomo o co! Mama mówiła, że nie chcesz rzucać jej na głęboką wodę, że obawiasz się, że nie poradzi sobie ze spotkaniem z twoimi bliskimi… Czy Ivy właśnie ci nie udowodniła, że jest silna?
Wiedział, że Ivy zrobiła to tylko po to, by Zayn poczuł się lepiej i był jej za to bardzo wdzięczny, jednak tłumaczenie tego siostrze wydało mu się zupełnie niepotrzebne. Nie chciał rujnować jej wyobrażeń, jakimi była myśl, że wszystko powraca do starego porządku. Być może po części dlatego, że sam trzymał się tej myśli w obawie, że gdy tylko wyjawi jakiekolwiek wątpliwości na głos one się spełnią, sprowadzając go na ziemie.
- To skomplikowane.
- Wiem, mama cały czas nam to powtarza. Tęskni za wami. My też. Nie było was u nas już od miesiąca, Saffa cały czas liczy dni.
Zayn zagryzł dolną wargę wzruszony zachowaniem sióstr.
- Ja też za wami tęsknie.
- Wiem.
Przymknął oczy.
- Chyba mama wróciła – zawołała z podekscytowaniem w głosie. – Zadzwonię później, dobrze? Opiekuj się Ivy!
- Będę.
- Kocham cię – dodała.
- Ja ciebie też – oznajmił zakańczając rozmowę.
Dopiero po chwili odwrócił się do Ivy, która wciąż patrzyła w jego stronę, a jej oczy przepełniało zrozumienie. Za to ją kochał. Oczywiście, za to i za wiele innych rzeczy. Cieszył go fakt, że zawsze potrafiła go zrozumieć i udzielić potrzebnego wsparcia. Tak jak dzisiaj, choć wydawało mu się to niemożliwe.
- To miła dziewczyna – powiedziała z uśmiechem szatynka. – Mówiłeś, że byłam z nimi blisko… - zagaiła.
Zayn pokiwał głową z delikatnym uśmiechem, ciesząc się, że dziewczyna podjęła rozmowę.
- Tak. Polubiły cię nawet zanim cię poznały. Potem nie mogły się od ciebie oderwać. Byłaś dla nich jakiegoś rodzaju wzorem. Nadal jesteś. Mama twierdzi, że wciąż o tobie mówią.
- Przyjaźniłyśmy się?
Uśmiechnął się szeroko.
- Waliyah wciąż to powtarzała. Chyba pierwszy raz były blisko z moją dziewczyną.
- Nie zwykłeś przedstawiać dziewczyn siostrom? – zaśmiała się Ivy szturchając zaczepnie ramię Zayna.
Zaprzeczył, uśmiechając się przy tym delikatnie, a po chwili ponownie zagryzł wargę. Ivy już zdołała zauważyć, że to jego nawyk.
- Znalazłam kilka zdjęć z Bradford, jesteśmy na nich z całą twoją rodziną – powiedziała wyciągając jeden z albumów. Szybko otworzyła na odpowiednich fotografiach od razu się uśmiechając. Znała każdy album znajdujący się w tym mieszkaniu. Przewertowała je kilkakrotnie sprawiając, że rozmieszczenie zdjęć było jej doskonale znane. Zayn także zauważył, że Ivy w każdej wolnej chwili powracała do wszelkich fotografii, jakby one miały jej najskuteczniej pomóc w odzyskaniu pamięci. Wciąż jednak były to puste obrazy, które pozostawały jej zupełnie obce. Spoglądała na szatynkę ze zdjęć, jakby patrzyła na zupełnie obcą dziewczynę.
- To nasz pierwszy wspólny wyjazd do Bradford – wyjaśnił Zayn nachylając się nad albumem.
Ivy z uśmiechem spoglądała na jedną z fotografii, na której stała z trzema siostrami Zayna i jego mamą, a wszystkie miały na sobie białą koszulkę z wielkim czerwonym sercem, w którego środku widniało imię Malika. Kolejny prezent od fanek, który Zayn bardzo cenił. Cieszyło go oddanie fanów, którzy wciąż przesyłali zespołowi masę prezentów. I choć mogłoby się wydawać, że z dnia na dzień powinni otrzymywać ich coraz mniej, nic bardziej mylnego.
            Zayn uśmiechnął się po raz kolejny tego dnia spoglądając na swoją dziewczynę, która z wielkim zaangażowaniem śledziła każde następne zdjęcie wskazując palcem najdrobniejsze szczegóły. Wesoło komentowała fotografie i z uwagą wysłuchiwała wszystkiego, co Zayn miał jej do powiedzenia.
Zmieniła się od czasu wyjścia ze szpitala. Stała się bardziej otwarta, co niezwykle cieszyło Zayna. Co raz bardziej przypominała dziewczynę, w której Malik się zakochał. Na początku ich znajomości, Danielle powiedziała mu, że Ivy przypomina małą myszkę pędzącą z kąta w kąt. Teraz wydawał się dostrzegać w Rowenie dawną Ivy, która czując się coraz swobodniej w towarzystwie Zayna pędziła z jednego miejsca w drugie, jakby nie mogła się skupić na jednej rzeczy.  Była roztrzepana, ale to nigdy Malikowi nie przeszkadzało. Co więcej, dziewczyna swoją energią niejednokrotnie starała się poskromić lenistwo Zayna, a ich przyjaciele mówili, że wychodzi jej to całkiem dobrze.
Pragnął by to wszystko trwało. Miał przy tym wielką nadzieję, że dziewczyna choć wykonuje teraz naprawdę drobniutkie kroki, to właśnie one zaprowadzą ją prosto do celu. Z dnia na dzień przestawało się liczyć to, czy Ivy odzyska pamięć. Malik rozpaczliwie marzył o obecności Roweny w swoim życiu i miał ogromną nadzieję, że któregoś dnia Ivy zakocha się w nim na nowo. Chciał odzyskać swoją dziewczynę i wierzył, że już niebawem mu się  to uda. Pragnął, by odwzajemniła jego miłość i pokazała, że jego wszelkie starania nie idą na marne. Teraz jednak pozostawało mu tylko czekać.




niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 12 - Heart beats harder, time escapes me...



            Ten, jeszcze jeden przystanek w drodze do domu wydawał mu się niezbędny. Choć w Brighton z Ivy był tylko jeden raz, droga do jej rodzinnego domu zakodowała mu się głęboko w pamięci.
Wychodząc z samochodu nie czuł się jednak tak obco, jak za pierwszym razem, kiedy tu przyjechał. Nie miał najmniejszego pojęcia, z czym to jest związane, ale towarzyszyła mu  pewność, że przyjechał w odpowiednie miejsce.
            W jego głowie od razu pojawiły się jasne obrazy dzielnicy, do której przyjechał zaledwie pół roku temu, by poznać ojca Ivy. Wtedy ten krok wydawał się im obojgu słuszny. Doskonale pamiętał to miejsce. Przy niemalże każdym domu w okolicy bawiły się wesoło dzieci. Wtedy, kilku z nich wesoło powitało Ivy zwieszając się jej na szyi i puściło dopiero, gdy dziewczyna zakomunikowała, że się dusi. Tu wszystko wydawało się niezwykle proste. I zapewne w jego głowie tak wyglądałoby to miejsce, gdyby nie znał historii przedstawionej mu przez swoją dziewczynę.
            Dla Ivy wcale nie były to najwspanialsze chwile w życiu. Oczywiście, nigdy nie uskarżała się na swoje dzieciństwo. Co więcej, uważała je nawet za najwspanialsze na świecie. Jednak wszystko zmieniło się po pewnym, niezwykle dla niej dramatycznym wydarzeniu, jakim była śmierć matki. Kobieta zmarła kilka lat temu, kiedy Rowena miała zaledwie czternaście lat. Od tamtego czasu wszystko się zmieniło. Ethan się zmienił.
Ethan, ojciec Ivy, niegdyś wesoły, kochający życie zmienił się w gbura, nie zwracającego najmniejszej uwagi na otaczający go świat. Niemalże przestał wychodzić z domu zatracając przy tym dawny charakter i stając się człowiekiem, którego w dawnych latach sam by potępił za brak zainteresowania życiem innych i brakiem wrażliwości na jakiekolwiek problemy ludzi. Rowenę starał się zamknąć w klatce, jaką był jej własny dom, w obawie, że któregoś dnia straci i córkę.
Stracił. Ale tylko i wyłącznie przez swój brak zaufania do świata i innych ludzi. Sprawił, że Ivy niczego tak nie pragnęła, jak wyrwać się z Brighton i zacząć wszystko od nowa.

            Zayn zbliżył się do potężnych drzwi posiadłości pana Blue i zapukał kilkakrotnie. Minęła długa chwila, gdy w końcu drzwi się otworzyły, a przed Malikiem stanął Ethan Blue.
Wyglądał na człowieka zmęczonego życiem, co wcale nie zaskoczyło Zayna. Włosy pana Blue posiwiały do końca, a czubek głowy wyłysiał. Ubrany w czarne spodnie i mający na sobie sztruksową, przetartą kamizelkę podpierał się na lasce.
- Zayn… - powiedział zaskoczony. – Czy?...
- Nie, proszę pana – zaprzeczył szybko, chcąc uspokoić starca. – Po prostu… - urwał.
Co „po prostu”? Dlaczego właściwie tu przyjechał? Co chciał osiągnąć?
- Wejdź. Właśnie miałem otworzyć butelkę brandy.
- Przyjechałem samochodem – wyjaśnił szybko, zamykając za sobą drzwi i przechodząc za mężczyzną ciasnym korytarzykiem do salonu.
- To dobrze. Trochę to niezręczny moment, bo prawdę mówiąc niczego ci nie proponowałem, młodzieńcze. Informowałem jedynie, w czym właśnie mi przeszkodziłeś. Tobie mogę najwyżej zaparzyć herbatę, ale nie jestem pewien, czy coś takiego mam. Sam rozumiesz, chłopcze, to nie jest rodzaj trunku, jaki preferuję.
- Proszę się nie kłopotać – odpowiedział Zayn, momentalnie przypominając sobie o ich niezręcznym pierwszym spotkaniu.

            Siedział na wersalce w salonie wpatrując się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Ivy ze swoim ojcem. Dziewczyna, była wyraźnie oburzona tym, jak pan Blue potraktował Zayna, dlatego poprosiła go na słówko, chcąc z nim porozmawiać na osobności.
- Żarty sobie stroisz? – warknęła dziewczyna ściszonym głosem, jednak Malik bardzo dokładnie słyszał każde jej słowo, choć znajdowali się w innm pomieszczeniu.
- Od razu oskarżasz mnie o strojenie sobie żartów? Córeczko, proszę cię, to całkiem poważny zarzut.
- Przestań!
- Nie przestanę, bo to ty zaczęłaś, więc i ty musisz to skończyć – odpowiedział pan Blue spokojnym tonem, który sprawił, że Ivy była na niego jeszcze bardziej zła.
- Ja zaczęłam? – prychnęła. – Niby jak?
- A tak, córeczko. Przyprowadziłaś tego młodzieńca pod mój dach. Uznałem to więc, za rozpoczęcie Igrzysk.
- To przechodzi ludzkie pojęcie! – oburzyła się.
- Tutaj wyjątkowo muszę się z tobą zgodzić. Sam do tej pory nie mam najmniejszego pojęcia, jak narodził się twój zwariowany pomysł, by przyprowadzić wyznawcę islamu pod mój dach. Absurd, czyż nie?
- Jak możesz oceniać człowieka, po tym, jaką wiarę wyznaje?
- Otóż, mogę. Cóż zrobić, nastały ciężkie czasy.
- Nikt nie dał ci takiego prawa!
- Nie nazywaj mnie nikim, córeczko – odparł spokojnie. Malik nawet podejrzewał, że teraz na jego twarzy tli się delikatny uśmiech, jakby mężczyzna spodziewał się, że tę rozmowę wygra. Zdołał sobie także wyobrazić, jak twarz Ivy przybiera niezwykle surowy wyraz.
- Posłuchaj mnie – zaczął. – Rozumiem, młodzieńcza miłość i te sprawy, bla bla bla. Musisz jednak wiedzieć, że za kilka lat nic nie będzie takie proste. Wydaje ci się teraz, że możesz podbić świat, ale nic bardziej złudnego. Wasza religia ma zupełnie dwa różne rozgałęzienia i tego nie jesteś w stanie pogodzić.
- Pozwól, że coś ci powiem o rozgałęzieniach – oznajmiła, już nieco spokojniejszym głosem, przypominającym ton pana Blue. Jednak Malik doskonale wyczuwał ból w jej głosie, który wiązał się z brakiem akceptacji u ojca, już jedynej jej rodziny. – Zaraz moje i twoje życie tak się rozgałęzi, że odnalezienie pnia drzewa, z którego pochodzimy  stanie się całkiem niemożliwe. Nie masz wpływu na moje wybory, a tak się składa, że już jednego dokonałam. Cokolwiek teraz powiesz, nie sprawi, że zostawię Zayna. Zaakceptuj go, bo w innym wypadku stracisz mnie. Nie żartuję.


- Rowena nie chciała przyjechać z tobą? – zapytał przerywając wspomnienie Zayna, który i teraz wracał myślami do wojowniczej postawy Ivy, która przed utratą pamięci była w stanie poświęcić naprawdę wiele, by być z nim. Wtedy wybrała Zayna Malika, jednak teraz, ten wybór był spowity mgłą.
Chłopak spojrzał na twarz Ethana Blue, zdając sobie sprawę, jak ten rozpaczliwie tęskni za swoją małą córeczką.
- Ivy nie wie, że tu jestem.
- Och! – westchnął. – Czemu więc zawdzięczam twoją niespodziewaną wizytę? Skoro Roweny tu nie ma, nie musisz udawać, że darzysz mnie tak wielką sympatią, by złożyć mi wizytę.
Zayn pokręcił z niedowierzaniem głową. Szczerość ojca Ivy wciąż była dla niego wielkim zaskoczeniem, a przecież powinien się już do niej przyzwyczaić. Choć pana Blue spotkał dotąd tylko raz, niejednokrotnie słyszał o nim od swojej dziewczyny.
- To niesamowite, jak bardzo mnie pan nienawidzi.
- Od razu tam nienawidzi – prychnął. – Nienawidzę to sąsiadki z naprzeciwka. Kobieta jest tak wścibska, że co dnia zagląda mi w okno, przechodząc na ploty do sąsiadki mieszkającej w domu obok mnie. Znowu ta druga hoduje jakieś kwiaty, na które najwyraźniej wywołują u mnie reakcje alergiczną. Ale jak tu wytłumaczyć babie, by przestała je hodować? Ona wciąż powtarza, że mówię by ścięła to ustrojstwo tylko po to, by zrobić jej na złość. A przecież do złośliwych ludzi to ja nie należę. Więc nie, nie nienawidzę cię. Po prostu myślę, że nie jesteś odpowiedni dla Rowenki.
            Zayn za bardzo nie rozumiał, czemu miał służyć ten potok słów. Nie wiedział nawet, co powinien na to odpowiedzieć. „Dziękuję, że mnie pan nie nienawidzi” wydało się zbyt śmieszne.
- Jak się czuje Rowena? – zapytał mężczyzna wybawiając Malika od sklecenia jakiejś sensownej odpowiedzi.
- Na razie nie odzyskała pamięci, jeśli pan o to pyta.
- Nie pytam o jej pamięć, chłopcze. Pytam, jak się czuje.
- Dobrze. Spędza dużo czasu z Danielle. próbując narzucić swojemu życiu jakiś porządek, dawną rutynę.
- Danielle? Och, tak. To porządna dziewczyna.
Zayn ponownie nie wiedział, co powinien odpowiedzieć mężczyźnie.
- Co tak stoisz? Siadaj!
Malik dopiero teraz zdał sobie sprawę, że stoją naprzeciw siebie w salonie, mierząc się przenikliwymi spojrzeniami.
Momentalnie przeszedł do jednego z dwóch foteli otaczających niewielki stolik. Szybko zauważył, że na jego blacie znajdują się porozrzucane fotografie. Mechanicznie wziął do ręki jedną z nich - przedstawiała Ivy i jej mamę. Obie siedziały na ławce w parku, szeroko uśmiechając się do obiektywu.
- Są do siebie bardzo podobne – zauważył Zayn.
- O tak! – podchwycił pan Blue. – Nie tylko z wyglądu. Charakter też mają bardzo podobny, są tak samo uparte. Ivy naprawdę bardzo mi przypomina moją żonę, co wcale nie pomaga mi zapomnieć o Sylvii.
- Tu nie chodzi o zapomnienie – wtrącił Zayn, - tylko o pogodzenie się ze stratą bliskiej osoby.
- To jedno i to samo! – prychnął pan Blue, machając lekceważąco ręką.
- Wcale nie. To dwie różne rzeczy. Nikt nie może zostać zapomniany. Założę się, że pani Blue zostawiła w pana głowie wiele wspomnień i nie sądzę by chciał je pan kiedykolwiek porzucić.
Ethan Blue wpatrywał się z uwagą w Zayna, jakby doszukując się czegoś w jego pewnym spojrzeniu.
- Masz rację, chłopcze, to naprawdę masa wspomnień i trudno zdecydować, które z nich jest cenniejsze od drugiego.
Zayn poczuł pewną więź z panem Blue. Rozumiał go doskonale, nie tylko dlatego, że i on kiedyś kogoś stracił. Teraz w głowie miał tylko Ivy i masę wspomnień, z których wyłowienie tego najważniejszego wydawało się niemożliwe, ponieważ każde z nich było dla niego tak samo istotne. Każde wnosiło do jego życia naprawdę wiele. Dostarczało mu światła.
- Masz rację, chłopcze – powtórzył pan Blue posyłając Zaynowi spojrzenie, jakim dotąd nigdy go nie obdarzył. Po raz pierwszy dostrzegł akceptację ze strony Ethana Blue.

Był to zdecydowanie przełomowy moment, który jedynie utwierdził Zayna w przekonaniu, że zawsze jest o co walczyć. A najcenniejszym skarbem po raz kolejny okazała się Ivy.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 11 - I'm broken, do you hear me?


Zayn lubił czasem jeździć samochodem bez celu. Tym samym odrywał się od gnębiących go myśli, ale także była to chwila, kiedy mógł na spokojnie poukładać sobie w głowie wiele wydarzeń. I tym razem tak było. Jechał przed siebie udając, że tak naprawdę nie wie, dokąd zmierza, ale wiedział. Choć był w tym mieście tylko jeden raz, droga zakodowała mu się w pamięci, jakby odwiedził to miejsce co najmniej kilkadziesiąt razy.
Musiał przemyśleć kilka spraw. Minął kolejny tydzień, a między nim, a Ivy nie zmieniło się zupełnie nic. Wciąż pozostawał dla niej obcym mężczyzną, z tą różnica, że rozmawiali ze sobą trochę częściej. Wiedział, że dziewczyna się stara, ale czy to mogło wystarczyć? Jak mógł odzyskać swoją dawną Ivy, dla której był w stanie oddać wszystko? Cały czas próbował sobie wmówić, że żyją tak jak kiedyś, jednak nawet okłamywanie siebie nie wychodziło mu najlepiej. Cichy głosik w jego głowie wciąż mu powtarzał, że musi przywyknąć do nowej sytuacji i nauczyć się żyć z myślą, że już nigdy nic nie będzie takie samo. Ale jak miał porzucić wszystkie wspomnienia związane z dziewczyną i zacząć budować ich związek od początku? Marzył o tym, by cała sytuacja okazała się jedynie snem, przerażającym koszmarem, z którego lada moment się wybudzi. Szczypał się w ramię każdego ranka, upewniając się, czy nadal nie śni, ale zawsze spotykało go takie samo rozczarowanie. To nie był sen.
            Zdawał sobie sprawę, jak desperacko pożąda Ivy i często łapał się na przyglądaniu się dziewczynie podczas jej rutynowych zajęć, łudząc się, że wszystko jeszcze wróci do normy. Starał się myśleć pozytywnie i za każdym razem, gdy ktoś mu mówił, że Ivy odzyska pamięć kurczowo trzymał się tej myśli. Nie miał zamiaru odpuścić tak łatwo, ale stawiał się także w sytuacji Roweny, która przecież nic nie czuła do swojego współlokatora.

            Zaparkował swój samochód na podjeździe nieopodal plaży, rzucając swój telefon na jedno z siedzeń. Pragnął teraz pozostać sam ze swoimi myślami i nie chciał by ktokolwiek mu teraz przeszkadzał. Musiał zmierzyć się z tym sam.
Włożył klucz od samochodu do jeansowej kurtki, którą miał na sobie. Nie minęła jednak nawet chwila, gdy zdjął ją z siebie, odczuwając naglą falę ciepła. Nie było jednak wcale na tyle gorąco, ale czuł, że się dusi. Przeszedł wolnym krokiem w stronę plaży w Brighton. Mieście, w którym wychowała się Ivy. Usiadł na piasku wpatrując się w uważnie w znajdujące się przed nim morze. Przyjechał tu z Londynu tylko po to, by ponownie ujrzeć spokojne fale, których niegdyś się tak obawiał.
Do jego oczu napłynęły łzy, a w głowie momentalnie rozbłysły wspomnienia związane z tym miejscem.

            Trzymał jej drobną dłoń wpatrując się uważnie w spokojne morskie fale. Szedł u boku szatynki przesuwając bosymi stopami po ciepłym piasku. Był wyjątkowo upalny dzień, jednak nie oznaczało to wcale, że mieszkańcy od razu gnali na plażę. Nie w Brighton.
Wokół więc, nie znajdował się nikt oprócz nich. Byli sami na plaży, z dala od paparazzich.
- Ufasz mi? – zapytała, momentalnie odwracając w jego stronę głowę i posyłając mu spokojne, pełne ciepła spojrzenie.
Ufał jej. Jak  nikomu innemu na tym świecie. Mógł jej zawierzyć własne życie.
- Tak - odpowiedział pewnie.
- Więc zróbmy to.
Przeszli już nieco szybszym krokiem w stronę wody, która zaledwie kilka sekund później sięgnęła ich bosych stóp. Czując jej orzeźwiający chłód rzucili się w dalszą drogę biegiem, tak, że zaledwie w następnej chwili woda sięgała im już do pasa.
- Jestem tuż obok, pamiętaj - oświadczyła Ivy, stając na przeciwko Zayna. Spoglądała w jego czekoladowe oczy, chcąc pokazać, że jest całkowicie pewna tego co robi, a on u jej boku jest bezpieczny.
Zayn nie umiał pływać. Wiązało się to oczywiście z jego strachem przed wodą, którego dotąd nie miał odwagi pokonać. Tego dnia postanowił zrobić to dla Ivy. Dla dziewczyny, która sprawiała, że jakikolwiek strach stawał się jedynie złudzeniem. Czymś małym i nieistotnym.
            - Jestem gotów - oświadczył po chwili Zayn, czując, że niepewność w jakimś stopniu znika.
Zanim jednak zanurzyli się cali w wodzie Ivy zbliżyła się do Zayna składając na jego ustach delikatny pocałunek.
- Zróbmy to - powtórzyła.


Spoglądał na spokojne fale i choć po części pokonał w jakimś stopniu swój strach, teraz to wszystko wydawało mu się dziwnie obce i nieznane. Jakby, to co kiedyś wyrzucił z siebie chciało powrócić i na powrót zagnieździć się w jego umyśle.
Poczuł gniew. Gniew, jakiego do tej pory nie znał. Przez cały ten czas nakładał masę, chcąc udowodnić światu, że to co przytrafiło się Ivy jest tylko chwilowe i lada dzień minie. Ale tak nie było. Z dnia na dzień cała ta sztuczna codzienność przytłaczała go co raz bardziej.
            Siedział na piasku zdając sobie sprawę, że bez Ivy tak naprawdę ma niewiele. Pieniądze, sława, podróże wydały mu się tak mało istotne, gdy zrozumiał, że dawna Ivy może już nie wrócić.
Pełen nagłego poczucia gniewu szybkim ruchem uniósł się z piasku pędząc w stronę morza. Potykając się przez napierające na niego fale, brnął dalej przeklinając świat. Nie tak to miało wyglądać. Dlaczego po prostu nie może być szczęśliwy, mając u swojego boku najwspanialszą kobietę jaką poznał i cieszyć się z faktu, że ta odwzajemnia jego uczucia? Dlaczego nie mógł spędzać teraz czasu z Ivy w ich mieszkaniu rozmawiając i śmiejąc się głośno z byle błahostki? Czy o zbyt wiele prosił?
- Ivy! - krzyknął, ale przecież dziewczyna nie mogła go usłyszeć.
Przewrócił się, a orzeźwiająca woda po raz kolejny przemyła mu twarz. Wystarczyła jednak chwila, by mógł stanąć ponownie na nogach. Rozejrzał się wokół, jakby chcąc dostrzec szatynkę.
            Zagryzł dolną wargę zmierzając w stronę brzegu, a po jego mokrej twarzy zaczęły spływać łzy. Łzy, których w żaden sposób nie mógł kontrolować. Nie chciał.
Ivy tu nie było i nie miał pewności, czy kiedyś jeszcze stanie obok niego dziewczyna, z którą będzie mógł wspominać ich pierwsze spotkania, pierwsze pocałunki, upojne noce... Tyle, że już nie potrzebował tej pewności. Teraz upajał się nadzieją, że pewnego dnia obudzi się u boku Ivy i dostrzeże na jej twarzy dawny uśmiech. Uśmiech, dla którego oddały wszystko.
Zmierzał w stronę swojego samochodu, mając w głowie zupełnie inne myśli, niż te, kiedy tu przyjechał. Jakby morze potrafiło go uzdrowić. Wiedział, że jak tylko na powrót przyjedzie do Londynu, będzie w stanie zawalczyć o dziewczynę i pokazać jej, że mogą zbudować wszystko od początku. Nie mógł się poddać - nie bez walki.

Trzasnął głośno drzwiami swojego samochodu, będąc przepełniony zupełnie niezrozumiałą energią i chęcią do udowodnienia ludziom, że nic go nie powstrzyma. Wiedział jednak także, że zanim zmierzy się z trudną codziennością musi odwiedzić jeszcze jedno miejsce.