sobota, 15 września 2012

Epilog



            Ivy nie była pewna, o czym dokładnie myślała biegnąc na lotnisko. Nie miała najmniejszego pojęcia, czy uda jej się coś zmienić. Prawdę mówiąc, ani przez sekundę nie zastanawiała się, jak będzie wyglądało jej życie po tym wszystkim, co wydarzyło się po nieszczęsnym wypadku. Tyle, że wcale nie musiała mieć gotowego planu działania. Nikt od niej tego nie oczekiwał.
            Od wydarzeń z lotniska minęły już trzy miesiące. Większość tego czasu Ivy spędziła samotnie w Londynie czekając na przyjazd Zayna. Oczywiście, nie można powiedzieć, że się nudziła. Miała naprawdę wiele do zrobienia. Szczególnie, że powrót do pracy w teatrze nastąpił znacznie szybciej niż sama Ivy się tego spodziewała. Ale cieszyła ją możliwość powrotu do tego, co było. Dodatkowo, Zayn co chwilę do niej dzwonił i wysyłał wiadomości. Różnica czasu przestała mieć znaczenie. Każdego wieczoru, gdy kładła się spać, jak na znak dzwonił Zayn, by jedynie szepnąć do słuchawki „dobranoc” . Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że podczas jego nieobecności nie spędza czasu na szalonych imprezach. Zamiast tego jak najszybciej będzie kładła się spać, by czym prędzej nastał nowy dzień i oczywiście spotkanie z Malikiem w końcu nadeszło.
            Długo wyczekiwała chwili, kiedy stanie na lotnisku, by przywitać swojego chłopaka, który w końcu przybędzie do Londynu odpocząć po trasie koncertowej. Ten moment w końcu nastał, a Ivy nie mogła oderwać wzroku od Zayna. Wydawał jej się nawet bardziej idealny niż przed wyjazdem. Cały czas mocno trzymała go za rękę, obawiając się, że gdy tylko na chwilę puści jego dłoń, wszystko minie. Nie mogła nacieszyć się jego obecnością.  Zayn także wydawał się niezwykle szczęśliwy. W końcu mógł mieć Ivy tylko dla siebie.
            Mijały kolejne dni, a ta dwójka wydawała się cieszyć z każdej spędzonej razem sekundy jeszcze bardziej. Czy to w ogóle było możliwe? Żadne z nich nie zastanawiało się już nad swoim zachowaniem na ulicach. Ivy nie unikała tak jak kiedyś czułości, bojąc się, że napotkają na swojej drodze paparazzich. To przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Szczególnie, że pocałunków mających miejsce na lotnisku nic nie mogło przebić. Ich zdjęcia krążyły po Internecie jak szalone, a każdy czytelnik dopowiadał sobie własną historię związaną z tą dwójką, zastanawiając się, dlaczego Ivy wbiegła na lotnisko tak niespodziewanie. Powstawało naprawdę wiele teorii, zdradzających, dlaczego Ivy płakała. Żadna z nich nie była jednak trafna. Jedno było pewne, zrobiło się o nich jeszcze głośniej.
            Tymczasem Rowena przeciągnęła się leniwie na łóżku zdając sobie sprawę, że miejsce obok niej jest już chłodne. Oznaczało to oczywiście, że Zayn wstał dużo wcześniej, a ona tego nie zauważyła. Wszystko zgoniła na nieprzespaną noc, jednak zamiast dłużej się zastanawiać sięgnęła po cienki szlafrok, leżący obok łóżka i otuliła nim swoje nagie ciało. Przeszła do kuchni, gdzie dostrzegła stojącego do niej tyłem Zayna w samych bokserkach parzącego jej ulubioną kawę.
- Wszystkiego najlepszego – powiedziała aksamitnym głosem, owijając go ramionami wokół pasa.
Uśmiechnął się.
Dziewczyna delikatnie ucałowała jego nagie ramię powodując, że zaledwie sekundę później odwrócił się w jej stronę.
- Jakieś plany na dzisiaj? – zapytał spokojnie z wielką nadzieją, że spędzą ten dzień razem.
- Muszę jechać do teatru na próbę, odebrać ciuchy z pralni, zawieźć kilka rzeczy do Danielle i zrobić drobne zakupy – wyrecytowała bez najmniejszego zawahania.
- Słucham? – zajęczał. – Miałem nadzieję, że spędzimy ten dzień razem! No wiesz, ty i ja w naszym łóżku.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
- To wspaniały pomysł, jednak niestety nie możemy go zrealizować.
Dotąd rozpromienione oczy Zayna lekko przygasły, co nie uszło uwadze Ivy.
- Zobaczymy się wieczorem. Chyba, że mi trochę pomożesz…
- Zrobię wszystko! – zadeklarował natychmiastowo.
- Odbierzesz ubrania z pralni i zrobisz zakupy, dobrze? – powiedziała wyrywając się z uścisku Zayna i przechodząc do przedpokoju, gdzie sięgnęła do swojej torby, by po chwili wyjąć z niej dwie karteczki papieru.
- Ta do pralni, ta na zakupy. Tylko musisz się pośpieszyć – dodała na co Zayn pokiwał natychmiastowo głową, by po chwili skierować się do łazienki. Zaledwie pół godziny później wyszedł z mieszkania uprzednio żegnając się z Ivy.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi Rowena podbiegła do swojej torby, wyjmując z niej telefon. Szybko wybrała numer do Louisa.
- Teren czysty, możecie przychodzić – oznajmiła krótko.

~*~

            Zayn był nieco zdezorientowany. Nie dość, iż okazało się, że w pralni nie ma tak naprawdę nic do odebrania, a kwitek jaki dała mu Ivy był już dawno nieaktualny, to dodatkowo zakupy na jakie go wysłała były dość nietypowe. Na niewielkiej karteczce znajdowały się tak różne rzeczy, że musiał przejechać całe miasto w poszukiwaniu wyznaczonych przedmiotów. Oczywiście, nie miał zamiaru narzekać, bo gdyby tego nie zrobił za swoją dziewczynę powrót Ivy do domu przeciągnąłby się jeszcze bardziej, a perspektywa spędzenia z nią choć chwili wydawałaby się jeszcze dalsza. Po raz kolejny sięgnął po swój telefon rozczarowany faktem, że do tej pory nikt do niego nie zadzwonił. Czyżby zapomnieli o jego urodzinach?
            Był już przyzwyczajony do tego, że Louis w urodziny kogokolwiek z zespołu dzwoni zaraz po północy, by jako pierwszy złożyć danej osobie życzenia, a Niall odwiedza z masą słodkości, które potem sam pożera. Harry wymyśla najróżniejsze prezenty licząc na element zaskoczenia. Albo Liam, który zawsze dba, by jego podarunek i życzenia były wyjątkowe i miały przesłanie, które tylko oni będą potrafili zrozumieć.
            Bracia Riach także nawet nie zadzwonili, a przecież zawsze z wielkim zapałem organizowali ten dzień, dostarczając Malikowi jak najwięcej atrakcji, które z szerokim uśmiechem będzie mógł potem wspominać. Nie skontaktowali się z nim nawet jego rodzice i siostry, za którymi tak potwornie się stęsknił.
            Ale Ivy pamiętała.
            Przekręcił klucz w zamku z trudem utrzymując torbę z zakupami. Pchnął nogą drzwi, po czym zupełnie nie patrząc przed siebie wszedł do mieszkania.
- Niespodzianka! – zawołali wszyscy, szeroko się uśmiechając i wymachując radośnie rękoma, jak w typowej komedii. Wszyscy. Harry, Niall, Liam, Louis, Anthony, Danny, jego rodzice i siostry, Danielle, Eleanor… I Ivy. Stała na samym środku uśmiechając się do niego nieśmiało.
            Chłopak zupełnie nie przejmując się zakupami upuścił je na podłogę biegnąc w stronę swoich przyjaciół i rodziny, którzy momentalnie zamknęli go w grupowym uścisku z wielkim entuzjazmem wykrzykując urodzinowe życzenia.
            Nie spodziewał się tego. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Ivy może zrobić mu tak wielką niespodziankę, zapraszając wszystkie bliskie jego sercu osoby do domu, by urządzić przyjęcie niespodziankę.
- Wszystkiego najlepszego – szepnęła po raz drugi tego dnia, posyłając mu promienny uśmiech. – Chodź, musisz zdmuchnąć świeczki.
            Wzięła chłopaka za rękę prowadząc go w stronę stołu, na którym stał duży czekoladowy tort przyozdobiony bitą śmietaną.
- Sami piekliśmy – powiedział z entuzjazmem Horan, szczerząc się dumnie do swojego przyjaciela.
Zayn spojrzał na niego z lekkim przerażeniem, zastanawiając się, czy blondyn kiedykolwiek upiekł coś sam.
- Niall chciał powiedzieć, że całkiem dobrze mu szło podjadanie kremu, podczas gdy twoja mama starała się, jak tylko mogła – wyjaśnił Liam.
- Pomyśl życzenie! – zawołała najmłodsza z jego sióstr, ponownie zwracając uwagę Zayna na palące się już świeczki.
Malik mimowolnie spojrzał na roześmiane twarze zgromadzonych, po czym objął Ivy ramieniem zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nic mu więcej nie potrzeba.
Miał wszystko, czego pragnął.
Zdmuchnął świeczki po raz pierwszy w życiu nie wypowiadając w myślach życzenia.

~*~

            Ostatnimi gośćmi, którzy opuścili niewielkie mieszkanie Ivy i Zayna byli bracia Riach. Jako pierwsi pożegnali się z nim rodzice, którzy niestety musieli wracać do Bradford.
- Jak ci się udało to wszystko zorganizować? – zapytał Zayn, gdy tylko zamknął drzwi za swoimi przyjaciółmi.
Szatynka wzruszyła ramionami uśmiechając się delikatnie.
- Bułka z masłem – zawołała wesoło Rowena. – Choć muszę przyznać, iż chłopcy uważali, że wydam się już przy pierwszej najbliższej okazji.
- Nie dziwię się, jesteś kiepskim kłamcą.
- Ale przecież mi się udało! – oburzyła się.
Zayn wzruszył ramionami podchodząc do niej niezwykle blisko. Położył dłonie na jej biodrach, uśmiechając się podstępnie.
- Zostaliśmy sami – powiedział ściszonym głosem.
- Tak, to naprawdę przykre. Będziemy musieli tylko we dwoje poradzić sobie ze stertą naczyń – westchnęła, ruszając w stronę zlewu.
Malik jednak nie miał zamiaru dawać za wygraną. Złapał dziewczynę w pasie przerzucając ją sobie ją przez ramię i pokierował się w stronę sypialni.
- Zayn! Postaw mnie! – zawołała, jednak miała ogromną nadzieję, że je nie posłucha. Zresztą, znała go zbyt dobrze, by wiedzieć, że tak szybko nie dopuści do siebie jej słów.
Położył ją na wielkim łóżku, szybko układając się nad nią. Z jego twarzy nie schodził łobuzerski uśmiech.
 - Witaj – powiedział, niezwykle niskim i seksownym głosem.
Uśmiechnęła się, na co chłopak odpowiedział jej tym samym, by następnie grając największego dżentelmena na świecie, zapytać:

- Rozbierzesz się sama, czy mam ci pomóc?

 ~!~

Tak, teraz czas na moją krótką przemowę... A więc, dziękuję, że tak wiele osób czytało to opowiadanie. Szczególnie jednak dziękuję Lucy i Magdzie, które zdecydowanie popędzały mnie do szybszego dodawania rozdziałów. Nie mam pojęcia, jak będzie w najbliższym czasie z pisaniem, dlatego zachęcam do odwiedzania mojego twittera (@charlie_lina),  gdzie z pewnością pojawi się jakaś wiadomość, gdy ogromna, nadzwyczajna i zupełnie niewytłumaczalna siła natchnie mnie do pisania.
Tymczasem wraz z bohaterami tego opowiadania, żegnam się z Wami. 
Całuję,
Charlie

poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 18 - Maybe it's all around to see if we try, and maybe it's been inside of me all this time...


            Ivy przeszła do niewielkiej kuchni, w której znajdował się już jej tata. Bez słowa zasiadła na wolnym krześle i sięgnęła po filiżankę, nalewając sobie do niej kawy. Nie wiedząc czemu, tej nocy nie mogła zasnąć. Powtarzała sobie, że z pewnością jest to spowodowane ogromnymi wyrzutami sumienia, jednak tak naprawdę nie znała dobrego powodu. Kilka razy sięgała po telefon, zakładając, że zadzwoni do Danielle, by dowiedzieć się, jak Zayn sobie radzi. Oczywiście w porę rezygnowała z tego, jak to sama nazwała, szalonego pomysłu, który zaprowadziłby ją do nikąd. Nie mogła teraz oglądać się za siebie, nie po tym, jaką krzywdę mu wyrządziła.
- To dobry chłopak – oznajmił niespodziewanie Ethan Blue, nawet nie odwracając się w stronę córki. Cały czas kroił coś na blacie.
Szatynka zmarszczyła brwi zaskoczona słowami ojca. Danielle z wielką dokładnością opowiedziała jej o stosunkach między nim a Malikiem i wyraźnie zaznaczyła, dlaczego pan Blue nie chciał zaakceptować tego związku.
- Co proszę? Byłeś przecież przeciwny…
- Jestem twoim tatą – wyjaśnił po chwili. – Myślisz, że ot tak zaakceptuje każdego chłopaka, którego przyprowadzisz do domu? Do tego potrzebny jest czas.
- Więc dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie?
- Zayn to naprawdę dobry dzieciak – powiedział po chwili milczenia. – Dziwię się, że mimo wszystko tego nie zauważasz.
Ale właśnie o to chodziło! Ona to wiedziała! Dobroć i miłość bijąca z niego była tak oszałamiająca, że bała się z nią zmierzyć. Marzyła, by kogoś pokochać do tego stopnia, co Zayn kochał ją.
- Późnym wieczorem umówiłam się z Jamesem – wyjaśniła chcąc zmienić temat. – Wrócił już do Brighton.
Dopiero teraz Ethan Blue odwrócił się w stronę swojej jedynej córki.
- Nie mogę uwierzyć, że po tym wszystkim chcesz się z nim jeszcze widywać.
- Po „ tym wszystkim”? Nie rozumiem…
- Jak masz rozumieć skoro nie pamiętasz tak wielu rzeczy? – oznajmił, odkładając nóż i wychodząc z kuchni. Ivy patrzyła za znikającą postacią ojca zupełnie nie wiedząc, jak powinna się ustosunkować do jego zachowania i jak rozumieć jego słowa. O czym nie wiedziała, co wydało się ojcu takie ważne?


            Ivy uwielbiała spokojne wieczory w Brighton. Teraz dochodziła już godzina dziesiąta, a ona przechodziła między tak dobrze jej znanymi domkami kierując się do rodzinnej posiadłości Jamesa. Z pewnością, gdyby to od niej zależało spotkałaby się z chłopakiem znacznie wcześniej. Szczególnie dlatego, by zająć czymś myśli, które nieodwołalnie krążyły wokół Zayna. James musiał jednak najpierw załatwić kilka rzeczy w firmie, w której pracował, a dziewczyna nie chciała wchodzić pomiędzy jego prywatne sprawy. W końcu to ona poprosiła o spotkanie.
Gdy tylko znalazła się w tak dobrze jej znanym domu na jej twarzy pojawił się lekki, ledwo widzialny uśmiech. W końcu ujrzała coś znajomego.
- Napijesz się czegoś? – zapytał chłopak, prowadząc Ivy do niewielkiego salonu.
- Nie, dziękuję – odpowiedziała grzecznie. Usiadła na kanapie obok swojego byłego chłopaka spoglądając na niego uważnie.
- Rozstałam się z Zaynem – zaczęła od razu. – Znaczy…
- Rozumiem – przerwał jej. – Musisz czuć się okropnie.
Ivy posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie. On jako pierwszy zrozumiał kłębiące się w niej uczucia.
- Nie mam pojęcia, co tak naprawdę się ze mną dzieje – wyjaśniła. – Powinnam być szczęśliwa, w końcu mogę zacząć wszystko od nowa. Jednak wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju.
- To normalne, Row – powiedział, skracając jej imię. Lekko się wzdrygnęła na ten dźwięk. Nikt wcześniej się tak do niej nie zwracał, ale szybko zrozumiała, dlaczego. Według Ivy brzmiało to okropnie!
- Nie wiem, co powinnam teraz zrobić – westchnęła.
- Zapomnij o nim – oznajmił stanowczo. – Choć w sumie nie masz przecież o czym pamiętać. Zostaw go za sobą. Skoro nie potrafił zatrzymać cię przy sobie, to jego strata.
Ivy nie rozumiała zbyt dokładnie słów chłopaka, ale mimo to kiwnęła twierdząco głową.
- Mogę ci jakoś pomóc?
Wzruszyła ramionami.
- Myślę, że mogę – odpowiedział za nią, kładąc dłoń na jej policzku i zwracając twarz dziewczyny bliżej siebie. Niepewnie przysunął się do niej, jednak widząc, że ta go nie odpycha złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
Rowena nie za bardzo rozumiała, co się wokół niej dzieje, ale postanowiła się temu poddać. Zamknęła oczy.
Pojawił się wtedy szelest pamięci.
            Szybko odskoczyła od chłopaka wymierzając mu siarczysty policzek. Nic nie rozumiała, jednak obrazy, stające jej przed oczami mówiły naprawdę wiele. Nagle poczuła wszystko. Każdy dotyk, czułe słowo, pocałunek, wspólnie spędzona noc, każda kłótnia, złość… Wszystkie te uczucia wiązały się jednak tylko z jedną osobą. Przed oczami miała postać Zayna Malika. Chłopaka, który skradł jej serce, a ona zostawiła je razem z nim w Londynie. Wiedziała, że w jego rękach będzie bezpieczne. Tyle, że gdzie było teraz serce mulata? Czyżby już nie należało do niej?
- Co ja do cholery zrobiłam?! – warknęła, nie mając pojęcia, jak to wszystko odkręcić.
Spojrzała na Jamesa, który wciąż trzymał się zaczerwienionego policzka, próbując zrozumieć to, co właśnie się wydarzyło.
- Row – zaczął niepewnie.
- Nie nazywaj mnie tak! – warknęła. – W ogóle się do mnie nie odzywaj, idioto! – dodała, kierując się w stronę wyjścia biegiem. Szybko wyszła z domu Jamesa i pobiegła do posiadłości ojca, która znajdowała się zaledwie dwie przecznice dalej.
Musiała, jak najszybciej znaleźć się w Londynie, by przywrócić wszystko do starego porządku.
            Wbiegła do domu i szybko przeszła do swojego pokoju, gdzie znajdowała się jej walizka. Szybko ją zapakowała, robiąc przy tym niespodziewanie dużo hałasu i tym samym sprawiając, że do pokoju wszedł zdezorientowany Ethan Blue.
- Wszystko w porządku? – zapytał, obrzucając córkę zaskoczonym spojrzeniem.
- Nic nie jest w porządku! – zawołała. – Co ja najlepszego zrobiłam?!
- Rowenko, dobrze się czujesz?
Dziewczyna odwróciła się do swojego ojca marszcząc brwi. Co on w ogóle wygadywał?
Jednak jedno spojrzenie dziewczyny wystarczyło by pan Blue zrozumiał co właśnie się wydarzyło.
Już pamiętała. Wszystko.
- Lepiej szybciej się zbieraj. Przeczytałem na Facebooku, że mają samolot wcześnie rano. Jeśli chcesz mieć okazję z nim porozmawiać i wszystko naprawić musisz się pośpieszyć.
Ivy otworzyła szeroko oczy nie kryjąc zdziwienia.
- Gdzie przeczytałeś?
- Myślisz, że taki pryk jak ja nie wie, jak działa komputer?
Rowena nie odpowiedziała. Ponownie sięgnęła po swoją walizkę kierując się z nią już do wyjścia. Zanim jednak przekroczyła próg domu ucałowała policzek ojca, uśmiechając się do niego szczerze.
- Dziękuję – powiedziała jedynie.

~*~

          
            Lotnisko było przepełnione ludźmi, co zdecydowanie chłopakom nie przypadło do gustu. Razem z całą ekipą czkali na swój samolot otoczeni przez wiele fanek, które jakimś cudem dowiedziały się gdzie i kiedy mają samolot. Harry nie mógł mieć im tego za złe i zapewne by się tym nie przejął gdyby nie Zayn. Chłopak wyglądał na zmęczonego. Miał podkrążone oczy i cały czas odbiegał gdzieś daleko myślami. Wszyscy się o niego martwili, jednak nikt z nich naprawdę nie wiedział, jak mu pomóc. Malik po rozstaniu ze swoją dziewczyną niezwłocznie chciał wyruszyć do Brighton, by jeszcze raz przedstawić jej swoje argumenty i tym samym przekonując ją do powrotu. Chłopaki z wielkim trudem powstrzymywali go od tej decyzji, powtarzając, że nie może ot tak jechać do Brighton.
            Teraz Zayn stał, nieprzytomnie wpatrując się w przestrzeń. Na nosie miał okulary, które tuż przed wyjściem z samochodu podarował mu Louis. Chłopaki nie chcieli by prasa zainteresowała się złym wyglądem chłopaka, a ludzie snuli domysły, na temat tego, co mogło się wydarzyć w jego życiu. Wiedzieli, że to nieuniknione i prędzej czy później media dowiedzą się o rozstaniu tej dwójki, ale Harry miał wielką nadzieję, że stanie się to trochę później. Zayn potrzebował czasu, by ochłonąć. Dużo czasu.
- Kawy? – zapytał Styles wyciągając w stronę przyjaciela papierowy kubek.
Malik nic nie odpowiedział, co jednogłośnie można było przyjąć za odmowę. Harry szybko zrozumiał, że do ochłonięcia Zayna wcale nie potrzebny jest czas. Prawdę mówiąc, nie wiedział, co może pomóc uśnieżyć ten ból, jednak z pewnością tak boleśnie złamanego serca nie dało się już skleić w żaden prosty sposób.
            Po lotnisku przeszedł dziwny szept, na który każdy członek zespołu momentalnie zareagował. Wydawało im się, że słyszą… Nie, to nie możliwe.
- Ivy! – krzyknął ktoś z oddali, sprawiając, że Zayn jak na znak odwrócił się w tamtą stronę i ściągnął okulary. 
Harry już chciał zwrócić się do przyjaciela, upominając go, by nie robił sobie niepotrzebnych nadziei, gdy nagle dostrzegł biegnącą w ich stronę szatynkę.
- Ivy… - szepnął Zayn, zupełnie nie rozumiejąc tego, co właśnie się dzieje.
Ale Ivy nie ustępowała. Biegła dalej ani myśląc o zwalnianiu chociaż wiedziała, że chłopak już ją zobaczył.
Instynktownie ją złapał, kiedy rzuciła mu się w ramiona.
- Przepraszam! Przepraszam… - powiedziała płaczliwym głosem, owijając go nogami wokół pasa. On kurczowo się jej trzymał, mając splecione ręce wokół jej bioder.
- To nie byłam ja… Znaczy to byłam ja, tylko to nie ja – szeptała do jego ucha bez ładu i składu. Ale on rozumiał…
- Jak?…
- Nie mam pojęcia! Zamknęłam oczy i… wszystko się pojawiło! Ale błagam, Zayn, wybacz mi…
Rozluźnił swój uścisk, sprawiając, że dziewczyna zsunęła się na ziemię. Stali naprzeciwko siebie, a Ivy spodziewała się najgorszego.
Zayn jednak przyciągnął ją szybko do siebie wpijając się w jej usta z taką mocą, jak dawno tego nie robił. Był to ich pierwszy pocałunek od czasu utraty pamięci, dlatego namiętność z jaką pieścił jej usta była znacznie większa.
Po lotnisku przeszedł szmer głosów podnieconych fanów, którzy wyciągali swoje aparaty, by zrobić kilka zdjęć swojemu idolowi i jego dziewczynie. Była to dodatkowa „atrakcja” gdyż ta para nigdy nie okazywała sobie publicznie uczuć. Dla widzów nie było to nic innego, jak tylko pierwszy pocałunek.
Chłopaki, inni członkowie zespołu, menager, Danielle, Eleanor, Ant, czy nawet mała Lux ze swoją mamą szybko pojmując tą sytuację okrążyli zakochanych, zwracając się do nich plecami i tym samym ograniczając pozostałym widzom oglądalność. Czuli, że powinni dostarczyć tej dwójce tyle swobody, ile tylko można.
Jednak, gdy pocałunek się skończył ani Zayn ani Ivy nie mieli zamiaru od siebie odejść, chociażby o minimetr.
Nie widząc kiedy i jemu i jej pociekły po policzkach łzy. Mulat tak długo czekał na ten moment i w końcu jego marzenie się spełniło. Stał przy Rowenie, która miała w głowie wszystkie wspomnienia dotyczące ich dawnego życia. Wiedzieli o sobie wszystko.
- Przyjechałabym wcześniej – zaczęła trzymając głowę na jego ramieniu – ale Fernando zepsuł się w połowie drogi do Londynu. Próbowałam coś z tym zrobić, ale dobrze wiesz, jak radzę sobie z mechaniką. Na dodatek pojechałam skrótem, by jak najszybciej tu przyjechać, a przecież tamtędy samochody przejeżdżają raz na rok, więc zanim ktoś mi pomógł…
Zayn zaśmiał się przez łzy.
- To chyba dobry moment na zmianę samochodu – zagaił.
- Tak. Przez niego mogłam tu nie dotrzeć przed twoim odlotem…
Chłopak był nieco zdziwiony odpowiedzią dziewczyny, gdyż już niejednokrotnie jej samochód się psuł, a jakoś nigdy nie zgadzała się na jego wymianę.
- Leć ze mną – oznajmił, chłonąc zapach jej włosów.
Już miała się zgodzić, jednak w ostatnim momencie się powstrzymała od powiedzenia głośnego „tak”. Zamiast tego przeniosła dłonie na jego policzki. Stykali się nosami patrząc sobie głęboko w oczy.
- Zostanę w Londynie. Przyjedziesz do mnie za dwa tygodnie, które będą dla mnie wiecznością i wtedy polecę z tobą na kilka dni do Ameryki. Ale teraz, muszę pozałatwiać kilka spraw, które spaprałam. Przywołać wszystko do porządku.
- Będę dzwonić…
- Spróbowałbyś nie! Jeśli nie dostanę telefonu zaraz po wylądowaniu samolotu upublicznię wszystkie twoje nagie zdjęcia – zagroziła. – A mam ich trochę.
Zaśmiał się.
- Tęskniłem za tobą. Nie masz pojęcia jak bardzo…
Uśmiechnęła się, delikatnie muskając ustami jego usta.
- Zaczynam odmierzać czas do twojego przyjazdu - zwróciła się do niego pochłaniając się fantazjom.
Przetarła dłonią jego mokry policzek.
- Przepraszam…
Pokręcił przecząco głową, nie chcąc tego słuchać.
- Po prostu chcę, żebyś mi wybaczył… - kontynuowała.
Zaśmiał się.
- Wybaczyć? Odzyskałem ciebie, mam wszystko czego potrzebuję.
Dziewczyna spojrzała na niego tęsknym i jednocześnie rozmarzonym wzrokiem. Tak bardzo jej go brakowało.
W tym momencie z głośników wydobył się głos kobiety, która zapraszała pasażerów lotu do Los Angeles do odpowiednich bramek.
- Idź – westchnęła Ivy, jednak Zayn nie ruszył się nawet o minimetr. – Idź – powtórzyła.
- Nie chcę znowu cię stracić…
- Nie stracisz – oznajmiła stanowczo. – Będę na ciebie czekać, Zayn.
Ucałował ją jeszcze ten jeden raz, po czym zrobił krok do tyłu. Wszystko potem potoczyło się zbyt szybko. Przyjaciele poprowadzili go w odpowiednią stronę, zaś Ivy stała w towarzystwie Eleanor, Danielle i Anta, który gdy tylko dowiedział się w jakim stanie jest jego przyjaciel szybko przełożył powrót do domu.
- Witaj z powrotem, Rowenko – oświadczył wesoło Riach, obejmując ramieniem dziewczynę.
- Oj, siedź cicho, Andy – powiedziała, ale szybko przytuliła przyjaciela, tak samo jak Danielle i Eleanor.
- Witaj w domu, skarbie – oświadczyła wesoło Dani, złączając się z pozostałą trójką w grupowym uścisku.


sobota, 1 września 2012

Rozdział 17 - Goodbye my lover, goodbye my friend... You have been the one. You have been the one for me.



            Każdy koncert chłopaków można było porównywać z jakimś ważnym wydarzeniem muzycznym. Przed areną, na której był organizowany koncert zebrały się setki ludzi, którzy choć nie mieli biletów wciąż łudzili się, że uda im się dojrzeć gdzieś swoich idoli. Było to bardzo podbudowujące dla tych pięciu chłopaków, którym nawet się nie śniło, że zyskają tak wielu fanów.
            Pośród licznych plusów było także miejsce na minusy. Tym razem musiała się o nich przekonać Ivy, która podobnie jak Anthony, Eleanor i Danielle zrezygnowała z wejścia na próbę chłopaków, nie chcąc ich rozpraszać. Wcześniej wybrali się do kawiarni, gdzie w spokoju mogli porozmawiać i poczekać do wieczora, a co za tym szło - rozpoczęcia koncertu. Teraz, choć mieli zagwarantowane, że ochroniarze doprowadzą ich na właściwe miejsca nie mogli nawet przepchnąć się do wejścia. Ant trzymał blisko siebie Ivy, która choć wcześniej już była w takiej sytuacji, przecież nie mogła pamiętać, jak sobie teraz poradzić z pokonaniem tłumu dziewczyn. Większość z nich z łatwością rozpoznawała w nich dziewczyny swoich idoli, niezwłocznie wykrzykując przy tym ich  imiona i sprawiając, że uwaga fanów jeszcze bardziej skupiła się na czterech postaciach. Głośne piski, w których były zawarte prośby o zrobienie sobie zdjęcia, czy o autograf nie ustępowały. Nawet, gdy znaleźli się już w środku hali wiele dziewcząt zaczepiało ich prosząc o pamiątkową fotografię. Ivy zazdrościła Danielle wytrwałości, gdy ta grzecznie odmawiała. Blue wiedziała, że na jej miejscu nie potrafiłaby tego zrobić. W końcu to było tylko jedno zdjęcie, a mogło wywołać na twarzach ludzi uśmiech.
Anthony otoczył Ivy ramieniem widząc jej lekkie przerażenie na twarzy, po czym pewnym krokiem skierował się razem z pozostałymi dziewczynami do odpowiedniej bramki. Dopiero wtedy Rowena nieco się rozluźniła.
- Dzięki – powiedziała cicho, posyłając chłopakowi nieśmiały uśmiech.
- Obiecałem Zaynowi, że o ciebie zadbam – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Więc, nie ma za co.
Ivy wywróciła teatralnie oczyma, kierując się za Danielle i Eleanor, które wydawały się być całkowicie obeznane z tym wszystkim, co szatynce teraz wydawało się zbyt obce i odległe. Hałas i gwar sprawiał, że nie czuła się tak pewnie i komfortowo.
- Mamy idealne wyczucie czasu – zawołała wesoło Calder, pukając w tarcze zegarka znajdującego się na jej ręce. Do rozpoczęcia koncertu zostało pół godziny, a sala była już po brzegi wypełniona ludźmi.
Ochroniarz doprowadził ich pod samą scenę, gdzie byli oddzieleni barierką od fanów. Nadal jednak nawoływania ich imion nie zostały przerwane, a Blue z ręką na sercu mogła przyznać, że nawet się nasiliły.
Dziewczyny zwykły pojawiać się na takich imprezach ze swoimi chłopakami, a wtedy mogły korzystać z komfortu wchodzenia tylnymi wejściami, gdzie było znacznie mniej ludzi.
Cała czwórka pochłonięta rozmową nawet nie zauważyła, gdy minęło pół godziny. Filmik rozpoczynający koncert szybko jednak wyrwał ich z rozmowy, sprawiając, że teraz cała ich uwaga była skupiona na scenie.
Ivy z wielką ciekawością wyczekiwała występu. W sieci obejrzała mnóstwo filmików kręconych na koncertach i musiała przyznać, że jest bardzo podekscytowana faktem, że sama będzie mogła zobaczyć to na własne oczy.
Piosenki rozbrzmiewały jedna po drugiej, a piski na hali wcale nie malały. Wydawało się, że z każdym utworem fani zgromadzeni pod sceną mają jeszcze więcej energii. Ivy oczywiście nie chciała być gorsza i przy każdym „wybryku” chłopaków głośno krzyczała, rzucając komentarze, których parzcież oni i tak nie mogli usłyszeć. Ale to wcale nie wydawało się ważne.
Salę wypełniły pierwsze dźwięki piosenki „More Then This”. Ivy uśmiechnęła się mimowolnie, dostrzegając wzrok Zayna, który podczas koncertu już niejednokrotnie spoglądał w jej stronę. Chwilami czuła się lekko zdezorientowana, jednak starała się upchnąć to uczucie gdzieś w kąt.
I’m broken, do you hear me?
I’m blinded, ‘cuz you are everything I see
I’m dancing, alone…
I’m praying,
That your heart will just turn around
And as I walk up to your door
My head turns to face the floor
Cause I can’t look you in the eyes and say
(…)

Spojrzała uważnie w stronę Zayna, który stał teraz na brzegu sceny wpatrując się w tłum fanów. I wtedy zrozumiała. Nie zasługiwała na Zayna Malika, który choć wiedział, że Ivy może sobie już nic nigdy nie przypomnieć, był gotów z nią zostać. Do końca. Chciał zaoferować jej wszystko, co miał, jednak ona nie potrafiła tego przyjąć.

(…)
If I’m louder, would you see me?
Would you lay down in my arms and rescue me?
Cause we are the same
You save me
when you leave it’s gone again…

And then I see you on the street
In his arms I get weak
My body falls, up on my knees
Praying…
(…)

            Patrzyła na scenę, na której znajdowali się jej przyjaciele, jednak nie rozpoznawała ich twarzy. Nie rozpoznawała swojego chłopaka, który byłby w stanie poświęcić dla niej wszystko. Kariera, pieniądze… To wszystko wydawało się takie błahe. Tylko co ona mogła mu dać w zamian?
Nic.
Zobaczyła go. Stojącego na scenie i śpiewającego prosto do niej.

I never had the words to say
But now I’m asking you to stay
For a little while inside my arms
And as you close your eyes tonight
I pray that you will see the light
Thats shining from the stars above…
(…)

            Gdy tylko solówka Zayna się skończyła do Ivy nie docierały już żadne inne słowa. Wszystko odbijało się echem.
Nie mogła go dłużej ranić. Nie mogła wysyłać mu złudnych nadziei, mówiących, że któregoś dla wszystko wróci do normy, a oni na powrót staną się najlepszymi kochankami, najlepszymi przyjaciółki… Już nie mogła.
Nie potrafiła nawet okłamywać samej siebie, że to co ich łączyło kiedyś powróci. Jak mogło powrócić skoro dla Ivy już to nie istniało? Stała pod sceną wpatrując się w mulata, który niegdyś był jej cały światem, a teraz stał się zupełnie obcym mężczyzną.
Widziała w jego oczach ogromną miłość, ale nie potrafiła jej odwzajemnić. A może nie chciała?
To co było już nie wróci – pomyślała, wycofując się.
            Była w sali przepełnionej ludźmi, a ona czuła się samotna.
            Wiedziała, że nie jest warta Zayna skoro nie potrafi odwzajemnić tak gorącego uczucia, jakim ją darzył. Widziała, magiczne ogniki w jego oczach, za każdy razem, gdy na nią patrzył. Tyle, że ona nie mogła mu odpowiedzieć tym samym.
- Gdzie idziesz? – zapytał głośno Anthony, chcąc przekrzyczeć krzyki tysięcy fanów, gdy tylko dostrzegł Ivy oddaloną od niego o kilka kroków.
- Zaraz wracam – odparła newrowo. Ale nie miała zamiaru już wracać.
Nie mogła. A może nie chciała?
            Nie widziała ile czasu zajęło jej wydostanie się z hali. Nie miała pojęcia, jak udało jej się wyjść, ale to przestało się liczyć. Cały czas słyszała dudnienie w uszach i nie mogła na niczym skupić myśli. Wydawało się to prostu nie możliwe.

            W końcu jednak dotarła do mieszkania Zayna, gdzie bez najmniejszego przystanku pobiegła do swojej szafy. Sięgnęła po torbę podróżną, leżącą na jej dnie, choć nie miała pojęcia, że właśnie tam ją znajdzie. Szybkim ruchem zaczęła pakować swoje ciuchy, zgarniając je bez większego zastanowienia. Zabrała kilka rzeczy ze swojego biurka choć nie czuła do nich większego sentymentu. Dopiero teraz zauważyła na swoim telefonie, który zostawiła w domu wiele nieodebranych połączeń od Zayna, Danielle, Riacha, czy Nialla. Wszystkie jednak zignorowała wrzucając telefon bezmyślnie do torby. Zapięła ją.
            Nie mogła się jednak wyzbyć dziwnego uczucia pustki.
            Wiedziała, że nie w ten sposób powinna to zakończyć i zostawić za sobą dawne życie, którego w istocie wcale nie pamiętała. Zdawała sobie sprawę, że powinna pożegnać się z każdym z nich. A szczególnie z Zaynem, który ostatnio całkowicie podporządkował jej swoje życie, choć nawet o to nie prosiła.
Sięgnęła po kartkę papieru i długopis, nie mając pojęcia, co powinna napisać. Nie wiedziała, jak długo siedziała nad tym listem, jednak nie miało to już znaczenia.
            Sięgnęła po zapakowaną torbę, w której i tak nie mogła zmieścić wszystkich swoich rzeczy. Wzięła list i kluczyk od swojego ukochanego samochodu, po czym pokierowała się do niewielkiego korytarzyka sąsiadującego z kuchnią. Miała zamiar położyć list na blacie stołu, gdy drzwi mieszkania się otworzyły, a przed nią stanął Zayn Malik.
- Wszyscy cię szukają – wyjaśnił, ale dopiero po chwili dostrzegł torbę w jej ręce. – Ivy… co ty?...
- Przepraszam – szepnęła, po czym wcisnęła mu do ręki list znajdujący się w zwykłej kopercie. – To nie ma sensu, Zayn. To nie ma najmniejszego sensu.
- Ivy! – powiedział przerażony. W jego głosie dało się usłyszeć jedynie strach. Strach przed utratą ukochanej osoby.
- Przeczytaj go – powiedziała cicho. – Ja… - urwała. Co ona?!
- Ivy… - był wciąż tak samo przerażony.
- Naprawdę przepraszam, Zayn. Nie oczekuję przebaczenia. Nie jestem tego warta…
- Jesteś! – zawołał, chwytając się każdej deski ratunku. Do jego oczu napływały łzy.
- Nie – szepnęła, stając na palcach i muskając ustami jego policzek. – Nie jestem…
I wyszła.
Wyszła, zostawiając go zupełnie samego.
Nie docierało do niego jeszcze to, co się stało.
Jeszcze nie rozumiał.
            Spojrzał na list trzymany w ręce z przerażeniem, jakby miał w ręku coś obrzydliwego. Ale tylko to po sobie zostawiła… Tylko to.
            Otworzył go szybko, rozdzierając przy tym skrawek listu, jednak na szczęście nic na tym elemencie nie było napisane.

Przepraszam…
Błagam, postaraj się o mnie  zapomnieć…
Proszę, zaopiekuj się Zavy.

Ivy

Wpatrywał się tępo w kartkę papieru, nie mogąc zrozumieć, dlaczego. To jednak wydawało się już zupełnie nieważne. Został sam. Ivy już przy nim nie ma.
            Do mieszkania niepewnie weszła Danielle, a za nią kroczył Liam. Żadne z nich jednak nic nie mówiło. Od razu spostrzegli Zayna siedzącego na podłodze otulonego swoimi ramionami i płaczącego. Chłopak sam nie wiedział, w którym momencie zdołał opaść na posadzkę, tyle, że to już nie było nawet istotne.
            Nie musiał nic tłumaczyć.
            Liam po prostu wiedział.
            Szybko objął Zayna starając się w jakiś sposób go uspokoić.
- Chodź – powiedział z wielkim wysiłkiem unosząc go z podłogi, gdyż ciało Zayna wydawało się całkowicie bezwładne. Zaprowadził go do pokoju, chcąc ułożyć na łóżku, jednak gdy mulat się tylko tam znalazł szybko zczołgał się na ziemię i położył na niewygodnym materacu, na którym spał przez ostatnie tygodnie.
To już było jego miejsce. Jedyne bezpieczne.
Liam spojrzał na swoją dziewczynę. Nic nie musiał mówić, Danielle od razu zrozumiała.


            Ivy jechała swoim samochodem prosto do Brighton. Nie miała innego miejsca, gdzie mogła się udać. Nie miała nikogo znajomego, u którego mogła przenocować. Wszystko w Londynie wiązało się z Zaynem.
            Gdy tylko zaparkowała samochód nie kłopotała się nawet zabieraniem swojej torby z tylnego siedzenia. Po prostu pobiegła w stronę drzwi wejściowych swojego rodzinnego domu kilkakrotnie uderzając w nie pięścią. Długo nie czekała.
- Pali się, czy co? – zawołał ojciec, po czym pewnym ruchem otworzył drzwi. Jednak jego pewność osłabła zaraz po tym, gdy zobaczył zapłakaną twarz swojej ukochanej córki.
- Rowenko – powiedział niemalże szeptem.
Dziewczyna bezwładnie rzuciła się w ramiona ojcu, szybko tłumacząc mu to, co wydarzyło się zaledwie kilka godzin temu.
- Dlaczego więc płaczesz? – zapytał.
Ivy nabrała głośno powietrza do płuc w głowie kilkakrotnie powtarzając sobie to pytanie. Dlaczego płakała? Przecież uwolniła się od nieznanej jej przeszłości, mogła zacząć wszystko od nowa. Dlaczego więc płakała?!



~ Serce pamiętać będzie wiecznie, nawet gdy pamięć wyblaknie...

piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 16 - I wanna feel you in my arms again...

            Ivy wbiegła do mieszkania niezwłocznie kierując się do sypialni. Rzuciła swoją podręczną torbę na łóżko, gdzie obecnie wylegiwał się Ant Riach – najlepszy przyjaciel Zayna. Chłopak leżał na brzuchu z laptopem przed sobą, jednak gdy tylko weszła Ivy uniósł się na łokciach przyglądając jej się uważnie.
- Co tam, Rowenko? – zapytał, zaczepnie szczerząc się do niej. To niesłychane, jak pojawienie się szatynki od razu mogło poprawić mu humor.
- Sieć cicho, Andy – zawołała tak, jakby znali od dawna. Jednak, jakby nie było, dziewczyna widziała go wczoraj „po raz pierwszy”.
Szybko pokierowała się w stronę łazienki, czując już od jakiegoś czasu pilna potrzebę skorzystania z toalety. Wysiedzenie w samochodzie w drodze powrotnej do domu wydawało jej się niemal niemożliwe, jednak nie chciała się zatrzymywać, stwierdzając, że na pewno przetrwa. Gdy w końcu dotarła pod apartamentowiec biegiem rzuciła się w stronę wejścia, by jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. Było to dość zabawne zdarzenie, jednak Ivy obiecała sobie, że będzie się śmiała dopiero, jak załatwi swoją potrzebę.
W tym samym momencie z łazienki wyszedł Zayn nieświadomie zastawiając jej swoją osobą przejście. Ubrany jedynie w dresowe bawełniane spodnie spoglądał na nią z szerokim uśmiechem. Jego nagi tors uwidaczniał nie tylko muskularny brzuch, ale także kilka tatuaży. Szatynka mimowolnie dostrzegła jeden z nich znajdujący się tuż nad sercem. Mała literka „I” wprawiła ją w lekki szok, ale także spowodowała dziwne ukłucie w klatce piersiowej.
Nie mogąc przeciągać tej chwili szybko ominęła chłopaka, by jak najprędzej znaleźć się w łazience. Zatrzasnęła za sobą drzwi tym samym powodując śmiech Anta, z którego twarzy wciąż nie schodził uśmiech.
- Co cię tak cieszy? – zapytał Zayn marszcząc brwi.
- Nic – odparł zagadkowo chłopak, ponownie spoglądając na ekran monitora.
Malik odwrócił się w stronę drzwi łazienki mimowolnie się uśmiechając.

            Gdy tylko przeprowadził się razem z Ivy do nowego apartamentu musiał zaprosić braci Riach na tak zwaną parapetówę. Oczywiście, nie była to huczna impreza, gdyż obejmowała zaledwie cztery osoby – Zayn, Ivy, Anthony i Danny. Razem z Roweną obiecał, że dla pozostałych znajomych urządzą ją kiedy indziej, jednak wcale nie uśmiechało im się spraszanie tak wielu ludzi do ich małego mieszkanka. Mieszkania, które miało za zadanie symbolizować ich prywatność. Postanowili więc, że owa parapetówa odbędzie gdzieś indziej, co jednocześnie spowodowało, że nie odbyła się wcale.
            Ich mieszkanie nie było przystosowane do szczególnego zapraszania gości. Było bardzo skromne i posiadało zaledwie jedną sypialnię z łazienką i sporą kuchnię służącą jednocześnie za jadalnie, z której było wyjście na niewielki taras. Nic więcej, bo tak naprawdę reszta wydawała im się zupełnie niepotrzebna.
            Mały problem pojawiał się tylko wtedy, kiedy mieli spodziewać się gości. Zayn częściej odwiedzał swoją rodzinę w Bradford niż ta przyjeżdżała do Londynu, ale nie obejmowało to braci Riach. Zayn nie chciał wysyłać ich do hotelu, dlatego za każdym razem rozkładał im na ziemi materace. Choć nie było to ugoszczenie, jakiego można się spodziewać po gwieździe światowego formatu, tak naprawdę nikomu to nie przeszkadzało. Nawet ich niewielkie mieszkanie, które dla czterech osób wydawało się dość ciasne ich nie przerażało. Była to miła odmiana, szczególnie, że gościli zawsze roześmianych braci Riach.
- Zayn, zapomniałam wziąć piżamy! – zawołała nagle Ivy z łazienki, gdy trzech facetów znajdowało się właśnie w sypialni, plotkując gorzej niż ich babcie.
Chłopak nie pytając o nic podszedł do szafy dziewczyny i wziął z niej jeden z wielu „kompletów” piżamowych, kierując się prosto do łazienki. Lekko uchylił drzwi prześlizgując się przez szparkę tak, aby przypadkiem nie odsłonić za dużo, kiedy spostrzegł stojącą zupełnie nago dziewczynę.  Uśmiechała się do niego łobuzersko.
Nie zważając na nic podszedł do niej kładąc ręce na jej biodrach.
W przyjmowaniu gości był także jeden minus. Ich prywatność łącząca się ze swobodą okazywania sobie czułości musiała nieco przycichnąć, by nie wprowadzać ludzi w zakłopotanie. Teraz jednak znajdowali się w łazience za zamkniętymi drzwiami.
            Przyciągnął dziewczynę do siebie zachłannie wpijając się w jej usta. Ivy nie czekała na specjalnie zaproszenie i szybko ściągnęła z chłopaka koszulkę. Nie mieli zbyt dużo czasu, więc musieli go wykorzystać, jak najlepiej.

- Słuchasz mnie? – zapytał zirytowany Ant. – Idziesz zapalić, czy nie?
Zayn na powrót zwrócił się w stronę swojego przyjaciela, by po chwili pokiwać twierdząco głową. Sięgnął po koszulkę leżąca na krześle i szybko włożył ją na siebie kierując się w stronę kuchni, z której wychodziły drzwi na taras. Tylko tam mógł palić. Ivy nie przepadała za dymem unoszącym się w mieszkaniu, dlatego Zayn za każdym razem, gdy odczuwał potrzebę zapalenia musiał tam wychodzić.
             Przeszedł do balustrady upierając się o nią. Anthony podał mu paczkę papierosów, gdy tylko sam wyjął jednego i zapalił. W tym samym momencie w progu pojawiła się Ivy delikatnie się do nich uśmiechając. Kilka sekund później zasiadła dokładnie w tym miejscu, gdzie stała i oparła głowę o ścianę budynku.
- Co cię tak wykończyło, Rowenko? – zapytał wesoło Ant. Jak to możliwe, że ten chłopak nigdy nie tracił dobrego humoru? Przypomniał on dziewczynie trochę Louisa i Nialla, którzy cały czas żartowali, a powstrzymanie ich od tego wydawało się niemożliwe.
- Amanda – wyjaśniła przywołując imię jednej z dziewczyn, z którą musiała pracować w teatrze. Blondynka za każdym razem działa jej niesłychanie na nerwy.
Ivy po raz drugi od wypadku wybrała się do teatru, by uzgodnić ze swoimi przełożonymi wiele znaczących rzeczy. Danielle oczywiście wcześniej zawiadomiła ich o wypadku i jego konsekwencjach i choć Rowena już była tam z dziewczyną, czuła, że powinna odwiedzić to miejsce jeszcze raz, by pokazać, że naprawdę zależy jej na tej pracy.
            Zayn zaśmiał się, gdyż w jego głowie momentalnie pojawił się obraz blondynki, za która nawet on nie przepadał.
Ivy wzruszyła jedynie ramionami, a po kilku sekundach spojrzała na Malika nie mogąc wyrzucić z głowy niewielkiego tatuażu, jaki dziś przypadkiem zobaczyła. Mała literka „I” będącego pierwszą literą jej imienia szybko wbiła jej się głęboko w pamięć. Czy na pewno zrobił go z myślą o niej? A może tu chodziło o coś zupełnie innego, a ona teraz dorabia sobie dodatkową historię?
- Jutro wielki dzień, co? – zagaiła, uśmiechając się blado do mulata.
Już jutro miał odbyć się koncert One Direction w Londynie. Był to jedynie chwilowe pożegnanie z miastem przez trasą koncertową, jaką mieli rozpocząć już za dokładnie trzy dni po Ameryce Północnej. Zayn bardzo obawiał się tej chwil, która była jednoznaczna z rozłąką z Ivy. Dziewczyna nie zdecydowała się mu towarzyszyć podczas tego wydarzenia. Jeszcze przed utratą pamięci, szatynka otwarcie mówiła, że musi się także skupić na swojej pracy w teatrze. Zaprzepaszczenie tak wielkiej szansy, jaką dostała było by dla niej czymś naprawdę strasznym, szczególnie, że tak wiele osób na nią liczyło. Wtedy Malik jednak uznał, że nie jest to przecież koniecznością, w końcu będą mieli ze sobą stały kontakt. Teraz jednak strasznie obwiał się tego dnia, wiedząc, że tak wiele przez ten wyjazd może stracić. Co będzie z Ivy? Czy dziewczyna będzie na niego czekać?
Co prawda, uzgodnił z menagerem, że co dwa tygodnie będzie miał lot do Londynu, jednak, czy to mogło wystarczyć? Nie mógł zawieść fanów, którzy już dawno temu kupili bilety na koncerty chcąc zobaczyć swoich idoli. Nie mógł także zawieść swoich przyjaciół, którzy bez niego nie byli One Direction. Ale czy mógł zostawić Ivy?
- Masz najlepsze miejsca, dziewczyno – powiedział Anthony, gdy Zayn otwierał już buzię, by udzielić jej odpowiedzi. – To dla ciebie powinien być wielki dzień!
Ivy tylko przewróciła teatralnie oczyma.
- Tak mi przykro, że zaraz po koncercie musisz wracać do domu – odrzekła, starając się zachować powagę. Niestety widząc minę chłopaka nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem, tym samym powodując, że jej biszkoptowy labrador szybko stanął tuż za nią, chcąc sprawdzić, co się dzieje.
- Zavy – zawołała dziewczyna wesoło, głaszcząc psa. – Idziemy jutro na koncert – dodała jakby psina miała ją zrozumieć.

Zavy jednak zaszczekała, sprawiając, że cała trójka wybuchła głośnym śmiechem, ale to Zayn cieszył się najbardziej. Czuł, że po woli odzyskuje jakąś część swojego dawnego życia.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 15 - Flashes left in my mind, going back to the time...


Ivy mozolnym krokiem przeszła do kuchni, w której już znajdował się Zayn. Chłopak przeszukiwał szafki próbując znaleźć swoje ulubione płatki, jednak jego wysiłki nie przynosiły żadnego rezultatu. Tyle, że doskonale pamiętał, jak wczoraj specjalnie zostawił sobie jeszcze jedną porcję, by nie musieć z samego rana biec do sklepu.
- To moja sprawka – powiedziała niespodziewanie Ivy, sprawiając, że Zayn uniósł się gwałtownie uderzając głową w otwarte drzwiczki szafki znajdującej się nad nim.
Szatynka zakryła dłonią usta, mimowolnie się przy tym krzywiąc. Chciała podejść do Zayna, jednak chłopak zupełnie tego nie zauważając uniósł uspokajająco dłoń do góry, oznajmiając tym samym, że nic poważnego się nie stało.
- Chciałam powiedzieć, że…
- …zjadłaś płatki – dokończył za nią, jednak jego mina ani trochę nie była zagniewana. Wręcz przeciwnie, na jego twarzy można było dostrzec cień uśmiechu. – Zawsze to robiłaś – dodał pędząc z wyjaśnieniami, gdy tylko zauważył zdezorientowane spojrzenie dziewczyny.
Rozśmiał się głośno całkowicie rozładowując sytuacje.
- Skoczę do sklepu – oznajmił, kierując się do niewielkiego korytarzyka, gdzie od razu sięgnął po buty. Szybko założył je na stopy, jednak = nim wyszedł odwrócił się w stronę dziewczyny.
- Pamiętasz co ci się śniło? – zapytał.
Ivy ponownie spojrzała na niego, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Nie… A powinnam?
Zayn poczuł zawód.
- Nie – odpowiedział, starając się uśmiechnąć, jednak zamiast tego na jego twarzy pojawił się dziwny grymas. – Tak tylko pytam – dodał, po czym otworzył drzwi mieszania, by po chwili za nim zniknąć.
Ivy przez długą chwilę stała w osłupieniu zastanawiając się, co właściwie przed chwilą się wydarzyło. Czyżby właśnie coś przegapiła? Stwierdzając, że nie uda jej się tego rozgryźć podeszła do czajnika, by zagotować wodę na kawę. Wyjęła z szafki kubek, gdy niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi.
Będąc w zupełności przekonana, że to Zayn, który zapomniał portfela podbiegła do drzwi, by błyskawicznie je otworzyć. Jednak, gdy tylko dostrzegła, że to nie jej współlokator odruchowo zaplotła szczelniej swój biały szlafrok w różowe i czerwone serduszka.
- Tak? – zapytała niepewnie zdając sobie sprawę, że w mieszkaniu nie ma nikogo, kto mógłby ją obronić przed przybyszem. Przybyszem, który wyglądał dość poważnie i zdecydowanie nie miałaby szans w starciu z nim. Ubrany w ciemne kolory, mający czapkę na głowie i kolczyk w uchu wyglądał jak typowy zbir.
- Rowena? – zapytał, jakby zdziwiony faktem, że dziewczyna nie zaprasza go do środka. – Jest Zayn…? – dodał szukając jakiegokolwiek ratunku.
Dziewczyna zawahała się. Nie wiedziała, czy powinna zdradzić mu, że jest sama w mieszkaniu i nie ma kto jej obronić, jednak z drugiej strony chłopak znał jej imię, wiedział kim jest.
- Anthony Riach – przedstawił się, zdając sobie sprawę, że zapomniał o najważniejszym. – Jestem przyjacielem Zayna. Chciałem mu zrobić niespodziankę i… - zawahał się.
- Nie ma Zayna. Mógłby pan poczekać… - urwała, gdyż nagle usłyszała dobrze znany jej głos.
- Ant! – zawołał Malik wesoło, witając swojego przyjaciela. – Co tak stoisz? Wchodź!
- Lepiej pójdę się ubrać – oznajmiła Ivy, szczelniej zasłaniając się szlafrokiem i przemykając do sypiali.
Anthony spojrzał na zamknięte już drzwi do pokoju swoich przyjaciół, po czym zwrócił się w stronę Zayna, wytrzeszczając szeroko oczy.
- Zwróciła się do mnie per Pan – powiedział ściszonym głosem, nie ukrywając swojego zdziwienia. – Wiesz jakie to dziwne uczucie?
- Wyobraź sobie, że wiem. Moje imię wypowiada tak niepewnie, że – urwał. Nie chciał tłumaczyć chłopakowi, jak wielki ból może mu sprawić dziewczyna wypowiadająca jego imię z drobną różnicą. Jednak dla Zayna z pewnością nie była to jakaś tam drobna różnica, tylko kolosalna zmiana, która za każdym razem powodowała skurcz w klatce piersiowej.
- Przepraszam, stary. Zawsze muszę palnąć coś głupiego…
- Nieważne – powiedział Zayn, wzruszając ramionami. – Dlaczego nic nie mówiłeś? Mogłeś zadzwonić, że przyjedziesz, czy coś!
Anthony zawahał się.
- Zapomniałem o najważniejszym, czyli… - urwał bojąc się dokończyć, by powtórnie przypadkowo nie zranić swojego przyjaciela. – Zaplanowałem to z Ivy jakiś miesiąc temu. Wiesz, przysłała mi bilet na najbliższy koncert i powiedziała kiedy mam przyjechać. Oczywiście, nie mogłem się tobie wygadać – wyjaśnił. – Nie pomyślałem jednak, że to może być już nieaktualne.
- Nieaktualne? – zadrwił Zayn. – Lepiej zaparzę ci trochę kawy. Trzeba pobudzić twój mózg do pracy.
- Malik, mówię poważnie – oznajmił Ant spokojnym, ale pewnym głosem. – Mogę się stąd zmyć nawet za chwilę. Zamelduję się w hotelu i po prostu przyjdę na koncert. Albo lepiej! Sprzedam bilet na eBay’u! Wszystko jest już wyprzedane, więc z pewnością pójdzie za dobrą sumkę – ostatnie dodał w cwaniacki, ale zabawny sposób, poruszając przy tym brwiami.
- Po pierwsze, na eBay’u? Serio? Nie masz lepszych pomysłów? Po drugie, nawet nie wyskakuj mi tu z jakimś hotelem. Po trzecie… Po trzecie, po prostu się przymknij.
Anthony pokręcił z dezaprobatą głową, po czym zajął jedno z wolnych krzeseł ściągając z ramienia plecak, a czapkę rzucając gdzieś na bok.
- To teraz ugość mnie, jak należy! Co proponujesz mi na śniadanie?
Malik zmarszczył brwi, choć dokładnie takiego zachowania ze strony chłopaka się spodziewał. Znał go niemalże od zawsze, dlatego przebywali ze sobą bez żadnego skrępowania. Ale właśnie to najbardziej Malik cenił w tej przyjaźni. Nie dość, że wnosiła do jego nieco już zmienionego przez sławę życia sporą dawkę normalności, to dodatkowo sprawiała, że czuł się znowu tym chłopakiem z Bradford z masą zupełnie błahych problemów na głowie.
- Mam płatki – powiedział Zayn unosząc trzymaną przez cały czas w dłoni paczkę płatków śniadaniowych do góry. Sklep spożywczy znajdował się zaledwie kilka kroków od apartamentu, dlatego zakupy zajmowały mu zaledwie kilka minut.
- Dobre i to! – zawołał, poklepując w dziwnym rytmie blat stołu.
W tym czasie z sypialni wyszła Ivy. Ubrana w wygodne jeansy i koszulę przeszła do nowo przybyłego gościa, wyciągając w jego stronę rękę. Ant, choć było to z pewnością niecodzienne zachowanie jeśli chodziło o Ivy, gdyż ta w zwyczaju miała po prostu przytulanie chłopaka i mierzwienie mu złośliwie włosów, ujął jej dłoń ze szczerym uśmiechem.
- Przepraszam, po prostu nie miałam pojęcia…
- Nie szkodzi – zawołał wesoło chłopak. – Anthony Riach - przedstawił się ponownie. – Lub po prostu Ant.
- Ivy Blue – powiedziała próbując się nie roześmiać, gdyż przedstawianie się było zupełnie zbędne. – Po prostu Ivy.
- Mnie nie oszukasz, Rowenko – oznajmił wyniośle, próbując zachować kamienną twarz, jednak szybko na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
Kto jak kto, ale bracia Riach lubili zwracać się do szatynki używając jej pierwszego imienia, którego tak bardzo nienawidziła. Wiedzieli, że doprowadza ją to do szału, dlatego z jeszcze większą ochotą do niej zagadywali właśnie w ten sposób.
- Siadaj Zayn, ja zaparzę – oznajmiła cicho, przechodząc do szafki, by wyjąć jeszcze dwa kubki. Malik grzecznie słuchając polecenia dziewczyny usiadł naprzeciwko swojego przyjaciela.
- Mam nadzieję, że kawę umiesz robić, bo gdy ostatnio przyrządzałaś  mi zapiekankę z serem  była… niejadalna – oznajmił Ant, szybko odnajdując się w nowej sytuacji i rozmawiając z dziewczyną, jakby nic się w jej życiu nie wydarzyło.
 Zayn roześmiał się głośno przypominając sobie o nadzwyczajnych zdolnościach kulinarnych dziewczyny, które de facto w ogóle nie istniały.
- Jaką kawę pijesz, Andy? – zapytała otwierając kolejną szafkę.
Chłopcy momentalnie zastygli.
- C-co powiedziałaś? – zapytał Zayn z niedowierzaniem.
- Jaką kawę pije… – szepnęła niepewnie odwracając się do nich.
- Andy – powtórzył cicho Zayn, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Uśmiech, którego już dawno nie było.
- Przepraszam – zaczęła dziewczyna. – Ja po prostu…
- Narody chwalcie Pana! – zaśmiał się Riach. – Kochanie, tylko ty tak się do mnie zwracałaś. W końcu coś za coś, prawda, Rowenko?
Dziewczyna szybko pojęła, że chłopak nie przepadał za tym skróceniem jego imienia. Oczywiście, nie trudno było się tego domyślić. Anthony nie wiedząc czemu po prostu nie lubił, gdy tak się do niego zwracali. Jego mama w dzieciństwie próbowała używać tego zdrobnienia, jednak on twardo przestał na nie reagować. Tym samym w końcu kobieta odpuściła sobie, a owe zdrobnienie zostało zapomniane. Do czasu! Wszystko się zmieniło, gdy poznał Ivy. O przepraszam, Rowenę.
- Więc, jaką kawę pijesz, Andy? – zapytała, tym razem delikatnie się uśmiechając.


Zayn ponownie rozśmiał się głośno nie mogąc się już ani chwili dłużej powstrzymywać. Nie miał pojęcia, że zapoznanie Ivy z jego najlepszymi przyjaciółmi przyniesie mu tyle śmiechu. Śmiechu, który niemalże doprowadzał go do łez.
- To wcale nie jest śmieszce – zawołała Ivy, kładąc ręce na biodrach i posyłając brunetowi uważne spojrzenie.
- Rowenko, po prostu pogódź się z tym, że przegrałaś! – zawołał Danny Riach.
- W chińczyka? Też mi coś! Nikogo innego nie chcieliście zbijać! – powiedziała obrzucając braci ostrym spojrzeniem. – Do tego Andy wymyślił sobie jakieś natychmiastowe wskrzeszanie pionków? Kto tak robi?
- Geniusze – wyjaśnił Ant, prostując się i tym samym wywołując kolejną dawkę niekontrolowanego śmiechu u Zayna.
- Ty też nie jesteś niewinny – zawołała Ivy, spoglądając na Malika. – Kto normalny cały czas wyrzuca sześć oczek? Na dodatek jeszcze częściej, gdy akurat nie widzę?
- To się po prostu nazywa mieć szczęście – oznajmił pewnie Danny.
- Wykorzystywaliście każdy moment, kiedy tylko na chwilę straciłam planszę z oka! – zawołała w proteście.
- Nie każdy – powiedział z westchnieniem młodszy brat. – Jeden przegapiliśmy, dlatego teraz czuję wielki niedosyt. Danny, gdyby nie to mogliśmy wygrać już jakieś pięć minut temu!
- Dziesięć – poprawił go chłopak. – Bo od pięciu to Rowenka się awanturuje, zarzucając nam jakieś oszustwa. Naprawdę, bezpodstawne oskarżenia!
- Przed chwilą sam przyznałeś, że nie była to czysta gra – zawołała dziewczyna marszcząc brwi.
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- Nic takiego nie powiedziałem. Mogłem jedynie to zasugerować, ale przecież wiesz, że nie każde moje sugestie są poprawne…
- Pewnie, że nie są – prychnęła. – Przez cały czas mnie podpuszczałeś, „Zobacz, wyrzuciłaś sześć oczek, może czas wyjść z dziupli!”.
- Nie musiałaś mnie słuchać – powiedział wyciągając nogi na kanapie. Znajdowali się w starym mieszkaniu Zayna. Miejscu, gdzie mieszkał zanim postanowił całkowicie związać się z Ivy i kupić niewielki apartament, gdzie będą mogli zamieszkać razem.
- Nie mogę uwierzyć, że dałam wam wygrać! – prychnęła.
Bracia roześmiali się głośno.
- Rowenko, to nie tak działa. Ale myślę, że najwyższy czas nauczyć się przegrywać.
- Najwyższy czas to nauczyć się grać czysto, Andy!
- Rowena!
- Andy!
- Rowena!
- Ivy… - zaczął Zayn próbując pohamować kolejny napad śmiechu.
- Javadd! – odpowiedziała mechanicznie tym samym powodując, że cała czwórka wybuchła głośnym śmiechem, zupełnie zapominając, że przed chwilą grali w jakiegoś głupiego chińczyka, a Ivy dała się pokonać, jakby nie było dwóm sprytnym graczom, których taktyka opierała się na otwartym oszustwie.
Ivy musiała przyznać, że od razu polubiła braci Riach, którzy potrafili w zupełnie niezrozumiały sposób zarazić ją dobrym humorem. Oczywiście nie raz się kłócili, ale tak naprawdę nigdy żadne z nich nie miało nic złego na myśli, wręcz przeciwnie! Można było otwarcie przyznać, że Ivy szybko zaprzyjaźniła się z nimi i często zapraszała ich do Londynu.


- Dlaczego Danny nie przyjechał? – zapytał Zayn odpędzając od siebie wspomnienie, które tak nagle zawitało w jego głowie.
- Oczywiście, Rowena wysłała nam dwa bilety – wyjaśnił radośnie chłopak, unosząc kawę, którą Ivy kilka sekund wcześniej postawiła przed nimi. – Tyle, że Danny miał do załatwienia, jak to sam powiedział „sprawę wagi państwowej”. Kto wie, może się jeszcze zjawi…
Szatynka zmarszczyła brwi, zasiadając na wolnym krześle, zupełnie nie krępując się towarzystwem nowoprzybyłego chłopaka.
- Wysłałam? – zapytała.
- Och tak! Powiedziałaś, że jeśli nawet będzie trzeba, będziesz spała w wannie, ale musimy przyjechać – oznajmił radośnie, jednak szybko się skrzywił na smak kawy. Sięgnął szybko po cukiernice zapominając, że jej nie posłodził.
- Trzeba było kogoś zabrać – odparł Malik.
Ant zagryzł dolną wargę próbując się nie roześmiać, co nie uszło uwadze dwójki jego przyjaciół.
- Jak jej na imię? – zawołała dziarsko Ivy, zupełnie nie czując napięcia. Chłopak wydawał się jej niezwykle bliski i nieśmiałość jaką zapewne powinna czuć już dawno temu się ulotniła.
- Emily… - odparł, nie nawiązując kontaktu wzrokowego. – Skąd wiedziałaś?! – zawołał szybko unosząc głowę, by spiorunować dziewczynę uważnym spojrzeniem.

- To, że cię nie pamiętam, nie znaczy, że cię nie znam – odparła delikatnie się uśmiechając.